czwartek, 25 czerwca 2015

11. And now, no lies and no deceiving

Nowy rozdział, mam nadzieję, że Wam się spodoba :)
Dla Komentujących! 


            Miałem nadzieję, że to senny koszmar. Chciałem żeby to był sen! Wszytko tylko nie to....
Stałem nie mogąc się poruszyć. Wpatrywałem się z nią z niedowierzaniem. Nadal tępo patrzyła przed siebie. Byliśmy tak blisko, a jednocześnie jakby ogrodzeni niewidzialnym murem. Nie wiedziałem co mógłbym powiedzieć. Nie miałem nawet najmniejszego pomysłu.
            To ona zdecydowała się przerwać to milczenie. Najpierw usłyszałem, że westchnęła. Potem podniosła na mnie wzrok.
-Powiedz coś- wyszeptała- Scorpius, błagam, powiedz coś wreszcie.
-Co mam powiedzieć?- mój głos był równie mocno zachrypnięty co jej jeszcze chwilę temu.- Co mam Ci powiedzieć Rose?! Zapytać czy to żart?! Chciałbym! Ale jestem tu! Patrzę na Ciebie! Przed chwilą wyglądałaś jakbyś miała umrzeć mi na rękach! Więc wybacz mi, ale nie spytam Cię czy to żart, bo wiem, że nie jest!
Nie zdawałem sobie sprawy, że krzyczę dopóki nie skończyłem. Dyszałem ciężko jak po długim biegu. Nie powinienem był podnosić głosu. Dlaczego znowu musiałem być takim fiutem?
-To prawda. Nie pytaj mnie czy to żart. Przyznaję, przed chwilą było ze mną naprawdę źle- zacisnąłem powieki, nie chciałem tego słuchać. Czułem jak olbrzymia fala bólu niemal zwala mnie z nóg.
Usłyszałem szelest i nagle poczułem jej delikatne dłonie na swojej twarzy.
-Scorpius, popatrz na mnie- cichy szept. Otworzyłem oczy. Była tak blisko mnie, że dokładnie widziałem delikatne piegi i czarne plamki w tęczówkach.
-Przed chwilą było źle- kontynuowała- Ale teraz jestem tutaj, przy Tobie, i bardzo, bardzo chce naprawić swój błąd. Chce w końcu powiedzieć Ci prawdę. Chcę żebyś dał mi tę ostatnią szansę.
Cofnąłem się o krok. Jej ręce opadły bezwładnie. W jej oczach było wyraźnie widać smutek.
-Rozumiem- spuściła głowę- Naprawdę rozumiem, że nie chcesz mnie już słuchać. Zasłużyłam na to. Nigdy nie powinnam była do tego dopuścić, to był mój błąd, za który teraz muszę płacić- uśmiechnęła się gorzko.
Przeczesałem ręką włosy. To wszystko było jakoś totalnie popierdolone. Nie wiedziałem co mam zrobić. Tylko jednego byłem pewien. Nie mogłem odejść dopóki mi wszystkiego nie powie.
-Usiądź- wskazałem ręką na łóżko. Popatrzyła na mnie ze zdumieniem, ale unikałem jej wzroku- Napijesz się czegoś?- podszedłem do szafki, na której widziałem karafkę z wodą i dzbanek z sokiem.
-Wody jeśli mogę prosić- wyszeptała cicho.
Nalałem  wodę do dwóch kryształowych szklanek, a potem odstawiłem butelkę na miejsce. Nie wiedziałem po co to robię. Chyba dlatego aby chociaż przez sekundę zająć się jakąś prozaiczną czynnością, która pozwoli mi oderwać myśli od tego czego dowiedziałem się chwilkę wcześniej.
            Kiedy w końcu zdecydowałem się ponownie na nią spojrzeć siedziała już na łóżku z wzrokiem wbitym w ziemię. Podałem jej szklankę upijając jednocześnie kilka łyków ze swojej i siadając obok niej. Rose zacisnęła ręce na szkle.
-To wszystko zaczęło się dawno temu.- jej głos drżał.- Kiedy byłam małą dziewczynką rodzice dużo się kłócili. Ale próbowali ratować swoje małżeństwo. Nie wiem po co to robili. Może ze względu na wspólną przeszłość? Albo swoją reputację? Na pewnie nie dla mnie i Hugo. Dla nas ich rozstanie było najlepszym możliwym rozwiązaniem. Oczywiście wtedy patrzyłam na to inaczej. Miałam 9 lat i wydawało mi się, że to wszystko moja wina.- skrzywiłem się słysząc te słowa- Dzieci często tak na to patrzą. Obwiniają się, chcą żeby mamusia i tatuś byli razem, bo to jedyne życie jakie znają i boją się innego.
          Nie wiedziałem do czego zmierza ta opowieść, ale nie przerywałem jej. Miałem wrażenie, że bardzo długo czekała aby mi to powiedzieć.
-Na wakacjach rodzice podjęli kolejną, żałosną próbę ratowania swojego związku. Zabrali mnie i brata na biwak. To miała być taka miła wycieczka rodzinna. Nie wiem na co liczyli, ale jak się pewnie domyślasz nie doszło do cudownego ocieplenia ich relacji. Cały czas się kłócili, chyba jeszcze gorzej niż, gdy byliśmy w domu. Nie pamiętam dokładnie co się stało. Może miałam już dość tego wrzasku? A może po prostu chciałam się w spokoju pobawić? W każdym razie oddaliłam się od namiotu. Niestety bardzo szybko zgubiłam się w lesie. Padał deszcz, było ciemno, a ja siedział tam przerażona. Rodzicom natomiast dość długo zajęło, zanim w ogóle się zorientowali, że mnie nie ma. Znaleźli mnie dopiero w nocy. Zachorowałam na zapalenie płuc. Niby nic takiego, ale trafiłam do szpitala. Przeleżałam noc na oddziale, wypiłam wszystkie eliksiry, które mi podali. Uzdrowiciele nie mogli zrozumieć dlaczego rano byłam jeszcze bledsza i miałam jeszcze większa gorączkę niż, gdy rodzice mnie przywieźli. Zaczęli robić mi badania.... No i stało się...- zawiesiła głos.
          Nie zdawałem sobie nawet sprawy jak bardzo jestem spięty. Patrzyłem na nią szeroko otwartymi oczami. Już domyślałem się do czego to zmierza, ale nie chciałem dopuścić tego do świadomości.
-Co było dalej?- głos mi zadrżał.
Dziewczyna westchnęła.
-Nie umieli mnie zdiagnozować. Byłam w szpitalu ponad miesiąc. Czułam się i wyglądałam coraz gorzej. Aż w końcu, zupełnie przypadkiem, natrafili na coś.... Ta choroba ma długą łacińską nazwę, której nie będę Ci powtarzać. Potocznie mówi się o niej „magiczna niewydolność”. Chorują na to tylko czarodzieje. Dochodzi do niewydolności różnych narządów podczas uprawiania magii...
-Co takiego?!- przerwałem jej gwałtownie. Coś mi tu nie pasowało- Skoro pogarsza Ci się przez magię to dlaczego praktykujesz, do jasnej cholery!?
-Uspokój się, proszę- była spokojna, w przeciwieństwie do mnie.- Może źle się wyraziłam. Nie chodzi tu o to czy praktykujesz czy nie. Magia po prostu jest w Tobie. Nie ma żadnego znaczenia dla postępu choroby czy czarujesz czy nie. Moc, która płynie w Twoim ciele jednocześnie Cię niszczy.
To co mówiła brzmiało zupełnie nieprawdopodobnie.
-Nigdy o tym nie słyszałem...
-Nic dziwnego. Choruje na to takie odsetek czarodziei, że niemal nikt nawet nie zaprząta sobie głowy  dokładnymi badaniami. W Europie jest tylko jedna klinika, która leczy takie przypadki- zaśmiała się gorzko.
-Co to znaczy dla Ciebie?- nagle zaczęło do mnie docierać to co wyparłem na samym początku.- Skoro nikt nie zajmuje się leczeniem tego....-nie byłem w stanie mówić dalej.
-To nie ma na to skutecznego lekarstwa.
Podniosłem się gwałtownie. Zacząłem chodzić po pokoju w tę i z powrotem poszukując jakiegoś ujścia dla agresji, która we mnie narastała.
To było niemożliwe.
Całkowicie nieprawdopodobne.
-Wiec kiedy mówiłaś, że....To naprawdę miałaś na myśli.... - te słowa nie chciały mi przejść przez gardło.
-Że umieram. To jest nieuleczalne.
BUM
Nawet nie poczułem, kiedy moja pięść uderzyła w szafę.
-Scorpius!- podbiegła do mnie, a jej drobna dłoń zacisnęła się na moim ramieniu - Przestań! Co Ty wyprawiasz? Chcesz zrobić sobie krzywdę?!
Nie dbałem o to, jej pytania puściłem mimo uszu. Odwróciłem się gwałtownie łapiąc ja za ramiona.
-Ile....?- głos mi się łamał. Jeszcze nigdy, nawet kilkanaście minut wcześniej, na dziedzińcu, kiedy nie potrafiłem jej w żaden sposób pomóc, nie czułem się tak bezradny jak w tym momencie.
Przełknęła ślinę. Widziałem, że się waha.
-Około pół roku.
Poczułem jak adrenalina opuszcza moje ciało. Bezwładnie osunąłem się po drzwiach szafy i usiadłem pod nią gapiąc się tępo w podłogę.
To jest kurwa niemożliwe.
Przecież to Ona! Nie może tak po prostu… Niemożliwe…
Te słowa obijały się w moim umyśle sprawiając, że po raz pierwszy w życiu poczułem jak łzy cisną mi się do oczu.
-Scorpius- jej głos dobiegł do mnie jakby zza tafli szkła. Usiadła obok mnie. Spojrzałem na nią, ale widziałem jak przez mgłę- To nie jest tak jak myślisz. Miałam naprawdę dużo szczęścia. Zazwyczaj niewydolność diagnozuje się między 14, a 16 rokiem życia. Wtedy jest już za późno na jakiekolwiek leczenie i tak młodzi ludzie umierają bez żadnej nadziei. Ja mam 18 lat i nadal żyję! Mój lekarz twierdzi, że to dzięki wczesnemu wykryciu choroby. Od 10 roku życia podawano mi specjalne eliksiry, więc…
          Podniosłem gwałtownie głowę. Coś mi się tu nie zgadzało.
-Przecież mówiłaś, ze nie ma na to lekarstwa- przerwałem jej- A teraz mówisz, że jest. Czyli jest szansa, że przeżyjesz!- to nie zabrzmiało jak pytanie. Wiedziałem to, ale poczułem przypływ nadziei, która szybko mnie opuściła, kiedy zobaczyłem jej twarz.
-To nie tak. Nie da się wyleczyć niewydolności. Istniej eliksir, który łagodzi jej objawy na bazie bzu i drugi stworzony m. in. korzeni baobabu, który spowalnia postęp choroby. Dzięki jeszcze paru innym specyfikom mogę „naprawić” dany organ jeśli powstanie znaczny uszczerbek, ale to nie daje trwałych rezultatów. W dodatku te ostatnie medykamenty bardzo osłabiają mój układ odpornościowy. Każde przeziębienie może się źle skończyć ponieważ nie mogę brać eliksiru pieprzowego.
          Zawsze pasjonowały mnie eliksiry dlatego rozumiałem co miała na myśli. Każdy, kto choć trochę zna się na miksturach wie, że nie powinno się łączyć baobabu z bzem i pić eliksirów z nich w odstępach mniejszych niż tydzień. W dodatku róże, które są podstawą eliksirów na odporność całkowicie wykluczają stosowanie wyciągu z czułków szczuroszczeta w połączeniu z kwiatami Afgańskimi, które stanowią podstawę naparów leczących organy.
-To chyba jakiś pieprzony żart losu…Jak to jest w ogóle możliwe? Dlaczego nie poszukują nowych metod leczenia do jasnej cholery! Przecież musi być jakiś sposób!- wiedziałem, że staram się przekonać sam siebie, ale spojrzałem na nią z nadzieją. Uśmiechnęła się smutno.
-Naprawdę długo rodzice szukali sposobu. W niewydolności najgorsze jest to, że bardzo długo nie daje objawów. To dlatego tak trudno ją zdiagnozować. Pierwsze objawy pojawiają się, kiedy czarodziej zaczyna już na poważnie praktykować. Czyli właśnie około 13, 14 roku życia. Ponieważ u mnie udało się to o wiele wcześniej to była pewna nadzieja. Uzdrowiciele w Londynie powiedzieli mi, że istnieje klinika w Paryżu prowadzona przez młodego, ambitnego czarodzieja, który całkowicie poświęca się leczeniu niewydolności magicznej. Pojechaliśmy tam. Uzdrowiciel Dominique Caron okazał się wspaniałym człowiekiem. Widział dla mnie przyszłość. Był zachwycony ponieważ świetnie reagowałam na eliksir z bzu. Ponieważ moje organy nie były jeszcze uszkodzone mógł dawać mi go większe dawki, a co za tym idzie odciągać rozwój choroby.
          Słuchałem jej w milczeniu. Czułem się jakby opowiadała jakąś pieprzoną bajkę. Wszystko byłoby świetnie, gdybym tylko mógł liczyć na szczęśliwe zakończenie.
-Do czego zmierzasz?
-Próbuję odpowiedzieć na Twoje wcześniejsze pytanie.
-Znam się na eliksirach Rose, wiem jak to działa. Rozumiem do czego zmierzasz. I nie chcę już tego słuchać, nie teraz- spuściłem głowę. Nadal nie mogłem tego przetworzyć.
-Rozumiesz już w takim razie dlaczego zrobiłam to wszystko. Po diagnozie Caron zasugerował abym przeniosła się do Paryża. Chciał mnie mieć pod stałą kontrolą. Rodzice zgodzili się z nim. To była ich ostatnia wspólna decyzja. Wzięli rozwód. Ojciec i Hugo zostali w Londynie, a mama przeniosła się ze mną do Paryża. Szybko okazało się, że to bez sensu. Rok spędziłam w klinice, a mama latała do Londynu 6 razy w tygodniu ponieważ i tak nie mogła mi pomóc, więc bez sensu było porzucanie pracy w Ministerstwie. Potem nadszedł czas na mój wyjazd do szkoły. Caron nie widział przeszkód abym praktykowała jednak nadal chciał abym była na miejscu. Rodzice zapisali mnie do szkoły w Paryżu. Byłam tam szczęśliwa, ale histeria, która wybuchła w rodzinie po tym jak dowiedzieli się o mojej chorobie nauczyła mnie żeby nie mówić nic ludziom. I udawało mi się. Niestety do czasu. Na początku tamtego roku ktoś zauważył mnie jak wychodzę z kliniki i zaczęło się. Ludzie zaczęli traktować mnie jak kalekę. Zarówno znajomi jak i nauczyciele. Nie chciałam tego dlatego zdecydowałam się przenieść do Hogwartu. To była dobra decyzja. Podobnie jak ta o wyjeździe na wakacje.- spojrzała mi w oczy. Kochałem je.- niczego nie żałuję Scorpius. Nigdy nie chciałam się Tobą bawić. Nigdy nie miałam zamiaru Cię zranić. Byłam po prostu egoistką, która chciała zaznać trochę szczęścia. A kiedy Cię poznałam… nie umiałam powiedzieć sobie stop. Wiem jak bardzo Cię skrzywdziłam. I muszę przyznać, ze nie miałam zamiaru Ci mówić. Ale widziałam jak cierpisz, Albus cały czas mi wypominał, że zasługujesz na prawdę. Mimo tego nie potrafiłam się zdecydować. I tak jak w przypadku ludzi ze szkoły, zadecydował przypadek. Przepraszam Scorpius.
          Patrzyłem na nią bez słowa.
-Teraz możesz już iść. Zdecydowałam się Ci powiedzieć, ale nie będę teraz od Ciebie niczego wymagała. Proszę tylko żebyś nikomu nie mówił. Wie tylko Albus i Julia i bardzo chciałaby żeby tak zostało. Wiem, że jestem niepoważna prosząc Cię o cokolwiek, ale uszanuj to, proszę. Nie będę już Cię niepokoić- posłała mi smutny uśmiech wstając. Podeszła do łóżka i zaczęła poprawiać pościel. Robiła to tylko po to żeby zająć tym ręce. Wstałem.
-Jesteś głupia- zesztywniała słysząc te słowa- jesteś głupia myśląc, że nic na to nie powiem. Że odejdę bez słowa. Że nic nie powiem. Że powiesz „przepraszam” i  to załatwi sprawę.
          Odwróciła się gwałtownie.
-Więc czego oczekujesz? Mam błagać na kolanach? Mam odejść ze szkoły? Zniknąć z Twojego życia? Czego ode mnie jeszcze chcesz?
-Chcę Ciebie!- ryknąłem. Patrzyła na mnie w szoku. Sam byłem trochę zaszokowany swoim wybuchem, ale wiedziałem, że to koniec kłamstw i oszukiwanie samego siebie. Podszedłem do niej szybko i złapałem za ramiona.
-Nie pozwolę Ci tego zrobić po raz drugi, Rose! Nie tym razem! Uciekłaś. Mam żal, byłoby lepiej gdybyś mi powiedziała, ale czasu nie cofnę! Ale  teraz, jeśli mam szansę mieć Cię znowu to zamierzam ją wykorzystać! Nie pozwolę Ci odejść!
          Patrzyła na mnie osłupiała. Jej oczy były szeroko otwarte, a usta rozchylone.
-Ty… Po tym wszystkim co Ci zrobiła…?
-Jeśli tylko wybaczysz mi ostatnie miesiące- tym razem szeptałem
-Nie mam Ci czego wybaczać….
         Byliśmy tak blisko siebie. I po raz pierwszy od dawna czułem się całkowicie spokojny. Bo widziałem jej uśmiech i jej oczy, i jej usta.
          Znowu wszystko było dobrze.




AnnMari

1 komentarz:

  1. Cudo, cudo, cudo, cudo! Naprawdę nie wiem co powiedziec! Wspaniale napisane. Uwalnia wiele emocji. Bardzo mi sie podobało! ( troszkę nieskładnie, ale nie wiem jak inaczej to opisać).

    OdpowiedzUsuń

My world

Instagram">

Obserwatorzy