Od dawna
wiedziałem, że jestem idiotą. Po co mam zaprzeczać. Jestem największym debilem
w historii debili. No bo powiedz, kto jadąc do Francji, aby zrobić
patent żeglarski, podrywać laski i pić z kumplami do białego rana,
zakochuje się? No, kto? Ja na pewno do
takich osobników nie należę. A przynajmniej
nie należałem. Teraz to co innego.
Otóż właśnie miesiąc temu
pojechałem na taką wycieczkę do Francji, razem z moim najlepszym przyjacielem Tayler’em
Zabini’m. Od dawna marzyliśmy o zrobieniu patentu.
Opracowaliśmy plan,
który zakładał, że po ostatnim roku w Hogwarcie wynajmiemy jacht i będziemy
podróżować przez całe wakacje. Rodzice
pochwalili mój pomysł. No i wyruszyliśmy. Wszystko zapowiadało się pięknie.
Ale Ona też tam
przyjechała. Poznaliśmy się
zupełnie przypadkiem.
Pewnej nocy piliśmy z Zabini’m i kilkoma kumplami. Sam nie wiem, kiedy dołączyła
do nas grupka dziewczyn. Wśród nich była także Ona. Była od nich tak inna jak
tylko to jest możliwe. Nie flirtowała, nie piła. Mimo tego wyglądało na to, że
naprawdę dobrze się bawi. Śmiała się głośno z naszych żartów. Zaintrygowała
mnie. Przystopowałem z piciem i dosiadłem się do niej. Nie wiem jak to się
stało, że w jednej chwili siedzieliśmy ze wszystkimi przy ognisku, a w
następnej spacerowaliśmy po plaży rozmawiając. Chyba jeszcze nigdy tak dobrze
nie gadała mi się z dziewczyną. Była taka naturalna, dużo mówiła jednak, ku
mojemu zdziwieniu, nie denerwowało mnie to tak jak u innych lasek.
Spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu. Ona lubiła spacery po plaży w nocy i długie rozmowy przy ognisku. Znałem
jej plany na przyszłość. Mówiliśmy o teraźniejszości i o przyszłości. Jednak
nigdy nic nie powiedziała o sobie. Nigdy nie szepnęła ani słowa na temat swojej
rodziny ani przyjaciół. Nie wiedziałem dlaczego.
Była jak zjawisko.
I nie chodziło jedynie o to, że była niezaprzeczalnie najpiękniejszą i najseksowniejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek widziałem. Czułem się jakby
topiła moje serce jednym spojrzeniem. Była najbardziej intrygującą osobą, jaką
w życiu spotkałem. Coś w jej oczach sprawiało, że nie mogłem wyrzucić jej z
głowy. Nie byłem jedynym, który tak na nią reagował. Każdy chłopak ślinił się
na jej widok. Była pożądana i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Przy tym
była niezwykle tajemnicza. Przepraszam, cholernie tajemnicza. Przyjechała sama.
Mówiła o sobie niewiele. Ja sam nie wiedziałem o niej praktycznie nic. Niczego
nie byłem pewien. Poza jej imieniem. Domyśliłem się, że mieszka we Francji i
najwyraźniej tu też uczęszcza do szkoły. Prawdopodobnie była w moim wieku. Jednak
to wszystko nie ujmowało jej. Wręcz przeciwnie. Ciągnęło mnie do niej coraz
bardziej i bardziej. Zanim się zorientowałem zacząłem czuć zazdrość, kiedy
rozmawiała z innymi kolesiami. Po raz pierwszy chciałem mieć dziewczynę na
wyłączność. Chciałem żeby była tylko moja. I tak się stało.
To był tylko pocałunek,
który wzniecił ogień. Pożądanie, żądza, pragnienie jakiego nie umiem opisać.
Od tego czasu
czułem się jakbym żył w jakiejś pieprzonej różowej bańce. W tedy nie zdawałem
sobie jednak sprawy jak kruche było moje szczęście.
Wakacje chyliły się
ku końcowi. Ja i Zabini zdobyliśmy nasz patent. Myślałem, że mam wszystko.
Tak bardzo się myliłem.
W przed ostatnią noc patrzyłem z satysfakcją na jej twarz, kiedy doprowadzałem ją na skraj rozkoszy. Wiedziałem, że jej głos, kiedy jęczała moje imię już na zawsze wyryje się w moim umyśle. Na koniec usłyszałem te słowa. Te, które podświadomie chciałem usłyszeć.
„Kocham Cię”
Nie mogłem nie odpowiedzieć inaczej. I zdałem sobie sprawę, że naprawdę ją kocham. Nie wiem jak to zrobiła, ale dokonała tego, co nie udało się żadnej innej dziewczynie. Sprawił, że zakochałem się w niej.
Kiedy zasypiałem czułem się tak cholernie szczęśliwy.
„Jutro zostanie Ci tylko kilka wspomnień, lecz nigdy Cię nie zapomnę” To były ostatni słowa jakie dotarły do mnie zanim odpłynąłem w sen. To zabawne, że zamroczony seksem i szczęściem nie pojąłem ich znaczenia. Zasnąłem. A rano…
Rano już jej nie było.
Tak bardzo się myliłem.
W przed ostatnią noc patrzyłem z satysfakcją na jej twarz, kiedy doprowadzałem ją na skraj rozkoszy. Wiedziałem, że jej głos, kiedy jęczała moje imię już na zawsze wyryje się w moim umyśle. Na koniec usłyszałem te słowa. Te, które podświadomie chciałem usłyszeć.
„Kocham Cię”
Nie mogłem nie odpowiedzieć inaczej. I zdałem sobie sprawę, że naprawdę ją kocham. Nie wiem jak to zrobiła, ale dokonała tego, co nie udało się żadnej innej dziewczynie. Sprawił, że zakochałem się w niej.
Kiedy zasypiałem czułem się tak cholernie szczęśliwy.
„Jutro zostanie Ci tylko kilka wspomnień, lecz nigdy Cię nie zapomnę” To były ostatni słowa jakie dotarły do mnie zanim odpłynąłem w sen. To zabawne, że zamroczony seksem i szczęściem nie pojąłem ich znaczenia. Zasnąłem. A rano…
Rano już jej nie było.
***
Wszedłem na peron
9i3/4 . Do odjazdu pociągu zostało mi kilka chwil. Pożegnałem się z matką.
Pocałowałem ją w policzek. Życzyła mi udanego semestru i jeszcze raz
przeprosiła mnie od taty, że nie mógł mnie odprowadzić. Zupełnie jakby to była
jego wina, że dziś w biurze aurorów wybuchło jakieś zamieszanie. Tata zdążył
rano tylko krótko mnie uścisnąć i już go nie było. Chyba po raz setny
zapewniłem matkę, że nie ma żadnego problemu. Nie zrozum mnie źle. Kocham swoją
matkę, ale jest zdecydowanie nadopiekuńcza. Na Merlina mam 18 lat, a ona wciąż
zachowuj się jakbym po raz pierwszy jechał do Hogwartu.
Pożegnałem się z
mamą i szybko udałem się na poszukiwanie wolnego przedziału, ciągnąc za sobą
kufer.
Zobaczyłem z daleka
mojego przyjaciela Albus'a Pottera. Stał z siostrą i matką przy wejściu do
wagonu. Nie zauważyłem nigdzie pana Pottera, więc
stwierdziłem, że on
również musiał udać się do swojego biura. Podszedłem
bliżej.
-Cześć Al!
-Scorpius!- Albus podał
mi zgiętą w łokci rękę, którą uścisnąłem w powitaniu- Co tam u was? Jak
wakacje?
-Byliśmy z Zabini’m
na żaglach.- wyjaśniłem krótko. Te wspomnień były bolesne.- Dzień dobry pani
Potter, witaj Lili- zwróciłem się do dwóch kobiet stojących obok Ala.
-Witaj Scorpiusie
-Część Scor! Wiesz,
że zostałam prefektem?- dziewczyna wypięła dumnie pierś, na której była
przypięta odznaka ze złotym lwem.
-Mała, nigdy w
ciebie nie wątpiłem- zaśmiałem się. Lubiłem siostrę Albusa.
Ta dziewczyna miała w sobie coś takiego, że nie dało jej się nie lubić. Nadąsała się, kiedy nazwałem ją „małą”. Miała już 15 lat, ale dla mnie zawsze będzie malutką siostrzyczkę mojego przyjaciela.
Ta dziewczyna miała w sobie coś takiego, że nie dało jej się nie lubić. Nadąsała się, kiedy nazwałem ją „małą”. Miała już 15 lat, ale dla mnie zawsze będzie malutką siostrzyczkę mojego przyjaciela.
Rozległ się gwizd.
Szybko pożegnaliśmy się z panią Potter i weszliśmy do wagonu.
-No nareszcie!- rozległ
się dobrze znany głos za nami. W drzwiach jednego z przedziałów stał Tayler.-
Już myślałem stary, że masz taką załamkę, że postanowiłeś nie
wracać do szkoły- zaśmiał się.
Rzuciłem mu
wściekłe spojrzenie. Albus i Lili przyglądali się nam ciekawie.
-O co chodzi?-
zapytał Albus witając się jednocześnie z Tayler’em.
-Właśnie, o co?-
Lilka wydawał się być równie ciekawa, co jej brat.
-Chyba musimy iść
do wagonu prefektów.- powiedziałem wściekły. Gdybym tylko mógł, to udusiłbym Zabini’ego
gołymi rękami.
-O tak racja.- przypomniała
sobie ruda na moje szczęście. Natychmiast oddaliła się, żeby zostawić kufer.
-Tak, my też już
pójdziemy- dodał Al. Podaliśmy nasze kufry Zabini’emu i udaliśmy się na
przód pociągu do wagonu prefektów.
-Wiesz, że dojdzie
do nas w tym roku moja kuzynka- powiedział Al.
-Nie, nie wiem. Ale
masz dużo kuzynostwa. Jakoś mnie to nie dziwi.
-To siostra Hugona
z Gryffindoru.- wyjaśnił tak jakby coś mi to mówiło
-Jasne. Co w tym
takiego niesamowitego?
-Ona jest w naszym
wieku. Przeniosła się tu z Beauxbatons.
-Po co się
przenosić w ostatniej klasie ?- zdziwiłem się. Szczerze to tak średnio mnie to
obchodziło, ale wolałem, żeby Potter opowiadał o swojej rodzinie, niż
wypytywał o moje wakacje.
-Nie wiem, czemu
się przeniosła. A właśnie miałem się spytać. Gdzie zgubiłeś swoją siostrę?
…Moja siostra…
Julia. Była rok od nas młodsza. Leciała na nią połowa Hogwartu, co
niekoniecznie mi się podobało. Była piękna to prawda. W końcu byliśmy bardzo do
siebie podobni. Była inteligentną dziewczyną, jednak nigdy nie wykorzystywała
do końca swoich możliwości. Nie lubiła się uczyć.
-Jest chora.
Przyjedzie w przyszłym tygodniu- wyjaśniłem Albusowi. Od dawna wiedziałem, że ze
sobą kręcą. Ja wiedziałem zresztą o wszystkim, co działo się w naszym domu.
Doszliśmy do
ostatniego wagonu. Weszliśmy i zajęliśmy miejsca. Slitherin był jedynym domem
gdzie prefektami było dwóch facetów. Siedzieliśmy jeszcze przez chwilę czekając
na naszą opiekunkę. Po chwili wpadła i to dosłownie.
Pani profesor
Elizabeth Lewis. Bardzo często zastanawiałem się kto była na tyle szurnięty,
aby dać jej papiery nauczyciela. Była roztrzepana, uzależniona od mugolskich
leków, całkowicie nieodpowiedzialna, paliła i przeklinała. Przy tym była
najlepszą nauczycielką w Hogwarcie. Uczyła obrony przed czarną magią i była
opiekunką Slitherinu. Miała czarne oczy i średniej długości, ciemne włosy,
które zazwyczaj wiązała w kucyk. Dziś była ubrana w skórzane, obcisłe spodnie,
czarną koszulkę jakiejś kapeli metalowej i w buty za kostkę. W jednej ręce
trzymała do poły wypalonego papierosa, a drugą wcisnęła do kieszeni. miała
kilka kolczyków, a na obojczyku było widać fragment tatuażu. Lewis mogła mieć
maksymalnie 30 lat chociaż wyglądała na mniej. Nie była typem
kobiety-nauczycielki, raczej kobiety-którą-chciałbyś-ale-nigdy-nie-będziesz-mieć.
-Witam, witam i o zdrowie pytam. Oczywiście to nie jest żart. Jak ktoś jest
chory to wypad z tego przedziału, zanim nas wszystkich pozaraża- wszyscy
zaczęli się śmiać. Witała nas tak, co roku. Była uwielbiana za swój sposób
bycia.
-Dobra, dość tych
śmiechów. Zróbmy cos pożytecznego, bo mnie potem dyrektorka zabije. Wiec tak…-strząsnęła
popiół wprost na podłogę i zaczęła przeszukiwać kieszenie. W końcu wydobyła
kawałek pergaminu. Przeczytała go szybko- prefektami naczelnymi w tym roku
zostają… tutududu… Dylan z Ravenclavu iii… Claire z Gryffindoru. Tak wiem, że
się cieszycie. Ja też się cieszę bla bla bla.. A ty!- wycelowała we mnie palcem
z oskarżycielskim błyskiem w oku- byłbyś naczelnym gdybyś nie zorganizował tej
imprezy na zakończenie roku!
-Profesorko,
przecież pytałem o pozwolenie- powiedziałem zdziwiony
-Tak i impreza była
świetna, tylko nie uważasz, że dwie osoby na haju wyznające miłość dyrektorce,
to lekka przesada?- wszyscy zaczęli się śmiać na wspomnienie tego wydarzenia.
Nawet ja zaśmiałem się trochę, ale spojrzałem na Claire, która na moje
nieszczęście miała takie same blond włosy jak Ona.
-No dobra… coś
jeszcze miałam powiedzieć…- zastanawiała się profesorka, gdy ja wracałem
myślami do Francji
-Już wiem!-
wykrzyknęła- W tym roku dojdzie do szkoły nowa uczennica. Do
ostatniej klasy. To
Rose Weasley.- wyjaśniła- zaraz, zaraz… czy ja nie miałam jej teraz
przedstawić? -Zaczęła obracać się w kółko jakby szukała dziewczyny- O kurwa!
Chyba zamknęłam ją w kiblu- uderzyła się ręką w czoło.
-Profesorko! Ona
miała przyjechać dopiero po uczcie- powiedział Lili
-A no faktycznie. W
takim razie wypad wszyscy! Mam zamiar cieszyć się tą
podróżą w spokoju.
A Scor! Zanim zapytasz… zgadzam się na imprezę w
Slitherinie-
powiedziała, po czym wyrzuciła nas z przedziału.
-Rany, ta kobieta
jest niesamowita- powiedział Claire- Macie szczęście mieć
takiego opiekuna-
westchnęła
-Potwierdzam- Albus
uśmiechną się zadowolony. On uwielbiał profesorkę
-Jak Longbottom da
się namówić na zorganizowanie imprezy to mamy święto!-
dodała z żalem
dziewczyna
-Widzisz? Mówiłem,
że dom Salazara wymiata- zaśmiał się Albus
-Zawsze musicie
mieć racje- jęknęła Lili
Powiodłem wzrokiem po moich
przyjaciołach: Lili i Claire z Gryffindoru, Dylan’a i Lane z Ravenclavu, Vee i
Conrada z Huffelupfu. Nie mógł nigdy uwierzyć w opowieści ojca o tym, jak w
jego czasach mieszkańcy poszczególnych domów nienawidzili się. A już zwłaszcza
nie wierzył, gdy opowiadał, że Ślizgoni nie znosili gryfonów. Ja widziałem w
nich świetnych przyjaciół. Nagle coś zaświtało mi w głowie. Zwrócił się do
czarnookiej brunetki.
-Vee?
-Tak- prefekt
Huffelpufu odwróciła się ku niemu
-Właściwie to od
jakiego imienia jest to zdrobnienie?- zapytał zdając sobie sprawę, że zna tą
dziewczynę od sześciu lat, a nie ma pojęcia, jakie jest jej pełne imię.
-A co ci się tak
nagle zebrało?- zdziwiła się- A zdrobnienie jest od Victorii.
Zamarłem. Od
wakacji, aby nie potęgować w sobie bólu nie używałem jej imienia.
Poczułem, że robi mi
się duszno.
-Musze już iść-
rzuciłem do reszty. Odwróciłem się na pięcie i szybkim krokiem udałem się do przedziału
na końcu pociągu. Praktycznie wbiegłem do naszego wagonu. Tayler rzucił mi zdziwione
spojrzenie, zza jakiegoś pisma. Podszedłem szybko do okna i otworzyłem je
rozluźniając krawat (byłem w pełnym mundurku).
-Stary, co jest?- zapytał
zdziwiony Tayler
-Wiesz jak ma
naprawdę na imię Vee z Huffelpufu?- zapytałem. Głos mi się trząsł, podobnie ja
ręce. Zacisnąłem dłonie w pięści starając się opanować.
-Nie… A czy to
istotne?- wyczułem, że jest zdziwiony moim zachowaniem. I
słusznie sam się
sobie dziwiłem.
-Ona jest…
Victoria- wydusiłem.
-Acha…
-Koleś, co ci się
stało?- do przedziału wpadł Albus
-Nic- powiedziałem
wychylając się przez okno. Zacisnąłem dłonie na oknie.
Przed oczami miałem
Jej roześmianą twarz. Dałbym wszystko za jeszcze jeden jej pocałunek…
-Chłopaki nie
mówicie mi wszystkiego- Al był wkurzony.
Spojrzenia moje i Tayler’a
spotkały się. Kiwnąłem głową. Nie chciałem słuchać historii mojego głupiego
romansu, ale nie lubiłem mieć tajemnic przed przyjaciółmi. Zabini zaczął
opowiadać co zdarzyło się na wakacjach, a mi przelatywały przed oczami te
wszystkie chwile. Jakby ktoś wyświetlał mi film z lektorem. Gdy Tayler doszedł
do momentu ostatniej nocy nie wytrzymałem.
Mruknąłem coś o
patrolu i prawie wybiegłem na korytarz rozpinając jednocześnie guzik
koszuli. Starałem się oczyścić umysł.
Nie myśleć o niczym. Otworzyłem okno i zapaliłem papierosa w duchu dziękując za
to, że jedynym opiekunem w pociągu jest Lewis.
Po chwili podszedł
do mnie Potter.
-Scor?- zaczął
niepewnie- Przykro mi. Ale nie do końca rozumiem. Możesz mieć każdą. Co takiego
jest w tej?
-Ja nie mam pojęcia.
Nie chciałem mu mówić, że naprawdę się zakochałem. Jestem Scorpius Malfoy. Przeniosłem wzrok na przyjaciela, a spojrzenie musiałem mieć tak
Nie chciałem mu mówić, że naprawdę się zakochałem. Jestem Scorpius Malfoy. Przeniosłem wzrok na przyjaciela, a spojrzenie musiałem mieć tak
żałosne, że nawet
się nie odezwał.
***
Do Hogwartu dotarliśmy
wieczorem, jak zawsze zresztą. Byłem wściekle głodny i marzyłem tylko o jednym:
o uczcie. Gdy weszliśmy do Sali Wejściowej, od razu poczułem cudowny zapach
potraw. Przełknąłem ślinę na myśl, że muszę czekać całą ceremonię przydziału na
kolację. Westchnąłem i skierowałem się razem z Tayler’em i Albus’em do Wielkiej
Sali. Przy drzwiach zaczepiła nas McGonagall.
-Panie Potter-
powiedział- Pana kuzynka, panna Weasley, dostała już przydział. Jest w
Slitherinie.
Albus zrobiła tak
zdziwioną minę, że aż mnie zaskoczyło, że można tak
wytrzeszczyć oczy.
Nie rozumiałem o co chodzi i sądząc po minie Tayler’a, on też nie wiedział.
-Jednak panna
Weasley źle się poczuła i nie przyjdzie na ucztę.
-Co jej się stało?-
zapytał natychmiast Albus- mogę się z nią zobaczyć?
-Jest w skrzydle
szpitalnym. Już jest z nią jej brat. Mam jednak prośbę do
Ciebie i do pana
Malfoya, abyście po uczcie poszli do niej i jako prefekci
zaprowadzili ją do
jej dormitorium. Mamy komplet na jej roczniku, więc ma
własną sypialnię.
Skinęliśmy głowami
i weszliśmy do Sali. Po chwili weszli pierwszoroczniacy i Tiara rozpoczęła
swoją pieśń.
-Albus, co cię tak
zdziwiło w przydziale twojej kuzynki?- zapytał Tayler.
-To pierwsza osoba
w rodzinie Wesleyów, która trafiła do Slitherinu- wyjaśnił.
-No i? Też mi coś.-
prychnąłem.
-Wiem, ale o to
właśnie pokłócił się tata i wujek, ojciec Rose, że jestem w
Slitherinie.
-Żartujesz!-
powiedzieliśmy chórem na tyle głośno, że niektórzy spojrzeli na nas dziwnie.
-Pokłócić się o coś
takiego…- dodał już ciszej Zabini.
-Wujek zawsze był trochę
stuknięty jak dla mnie- zaśmiał się cicho Al- dobrze, że rozwiódł się z ciocią.
-A rozwiódł się?-
zapytałem coraz bardziej ciekawy.
-Ano. Właśnie dla
tego Rose przeprowadziła się do Francji. Zamieszkała z naszą kuzynka i tam
poszła do szkoły. Na wakacjach spotyka się z matką we Francji, więc nie
widziałem jej od- zrobił pauzę zastanawiając się- od dziewięciu lat, od rozwodu
jej rodziców.
W tej samej chwili
rozległy sie brawa, co oznaczało, że piosenka dobiegła
końca. Ceremonia
przydziału ciągnęła się w nieskończoność, przynajmniej dla
mnie. Po chwili
musiałem się przyznać przed samym sobą, że jestem
ciekaw tej całej
Rose Weasley. Jeśli miałem się przyznać, to liczyłem, że ona pomoże mi
zapomnieć o tej Victorii. Cholera! Jak tylko o niej myślę to zaraz przypomina
mi się dotyk jej dłoni na moim ciele i smak jej ust… jej rozwiane blond loki i…
WYSTARCZY! Mam tego dość! Dałbym wiele, aby nigdy jej nie poznać. Zastanowiłem
się nad tym co pomyślałem.
Czy naprawdę chciałbym
cofnąć czas aby jej nie poznać? Nie… ja chciałem tylko przeżyć to jeszcze raz.
Stałem się narkomanem. Byłem gotowy cierpieć cały dzień, byle tylko jeszcze raz
powspominać jej twarz. Brawo Scorpius jesteś masochistą!
Nie sadziłem, że do
tego dojdzie! Nie dość, że jestem masochistę to jeszcze
gadam sam do
siebie! I to w myślach!
DOŚĆ!
Żadnego jebanego użalania się!
DOŚĆ!
Żadnego jebanego użalania się!
Po raz kolejny rozległy się
brawa. Ceremonia przydziału się zakończyła. Pojawiły się potrawy. Nałożyłem
sobie coś i zacząłem jeść. Słyszałem jak obok znajomi rozmawiają o tym co
robili na wakacjach.
-A ty Scor?-
rozległo się obok mnie, w czasie deserów.
-Co ja?- spytałem
niezbyt przytomnie
-Co ty robiłeś na
wakacjach?- zapytała Alex
-Co ja robiłem?-
starałem się przywołać jakieś wspomnień, bo w pamięci miałem tylko obraz mnie i
Victorii siedzących przed ogniskiem- byłem we Francji z Tayler’em. Robiliśmy
patent żeglarski
-I tyle?- zapytał
Justin- Żadnych miłosnych podbojów i złamanych serc przez
Scorpiusa Malfoya?-
zaśmiał się.
Serce może i
złamane, ale moje- pomyślałem.
W tej chwili potrawy
zniknęły, a dyrektorka zabrała głos. Jeszcze nigdy nie byłem za nic tak
wdzięczny Minerwie McGonagall.
Profesorka gadała
dość długo. Wspomniała nawet o pojawieniu się w szkole Rose.
Niezbyt słuchałem
zajęty zabawą widelcem. W końcu skończyła i rozległo się
szuranie krzeseł.
-Scor, mamy iść po
Rose- przypomniał mi Al.
-Ok. pamiętam
przecież.
Pożegnaliśmy się z Tayler’em
i udaliśmy się do skrzydła szpitalnego. Nic nie mówiliśmy po drodze. Albus
odezwał się dopiero pod skrzydłem szpitalnym.
-Poczekaj tu. Pójdę
po nią.
Czekałem więc. I
tak jak zawsze, gdy nie mam co robić przywołałem wspomnienie twarzy Victorii.
Stałem twarzą do wejścia do
sali szpitalnej. Po chwili usłyszałem
skrzypnięcie drzwi.
Pomyślałem, że naprawdę nie za dobrze ze mną skoro wiedzę to co widzę.
-Scorpius- odezwał się Potter- poznaj moją kuzynkę: Rose Weasley
-Scorpius- odezwał się Potter- poznaj moją kuzynkę: Rose Weasley
Przede mną stała przerażona
i zdziwiona Victoria z brązowo-rudymi włosami.
To są chyba jakieś, kurwa, żarty.
To są chyba jakieś, kurwa, żarty.
Witajcie Kochani!
Pierwszy rozdział za nami. Jakie wrażenia? Mam nadzieję, że Wam się podobało.
Nie będę się rozpisywać. Kolejny rozdział pojawi się w przyszłym tygodniu.
Pierwszy rozdział za nami. Jakie wrażenia? Mam nadzieję, że Wam się podobało.
Nie będę się rozpisywać. Kolejny rozdział pojawi się w przyszłym tygodniu.
Za betę dziękuje mojej niezawodnej Carinio!
Jeśli przeczytaliście to zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza. Dal Was to tylko kilka chwil, a dla mnie motywacja do dalszego pisania!
AnnMari
ciekawy pomysł na opowiadanie :) z niecierpliwością czekam na rozwój akcji. Powiedz mi czy rodzice poszczególnych postaci są tacy jak książkach?
OdpowiedzUsuńDziękuję. Co do rodziców, to tak :)
Usuń