niedziela, 23 marca 2014

6. I'm trying really hard not to want you.


-Proszę o ciszę- powiedziała dyrektorka na piątkowym śniadaniu.- Zbliża się noc duchów.
Nie no, odkrycie roku. Czy ta kobieta nie może nawet dać mi zjeść w spokoju śniadania? Westchnąłem przeciągle. Byłem kurewsko zmęczony. Cały pieprzony tydzień non sto się uczyłem. Tak, wiem, że to brzmi dziwnie jeśli chodzi o mnie, ale tak faktycznie było. Lewis chciała się chyba przekonać czy wziąłem naszą rozmowę na poważnie ponieważ od tygodnia mnie męczyła dodatkowymi zadaniami. Miałem już tego serdecznie dość.
Nagle wybuchł gwar. Rozejrzałem się niepewny co się dzieje. Chyba musiałem coś przegapić.
-Bal rozpocznie się o ósmej i będzie trwał do rana. Jest organizowany dla uczniów od czwartej klasy wzwyż. To tyle- usiadła
Bal? Świetnie. Genialnie po prostu. Kolejny powód żeby się powiesić. Szkolny bal. Czy mogą istnieć dwa gorsze słowa? Sztywna impreza, z beznadziejną muzyką, pilnującymi nauczycielami, bez alkoholu. I zgadnij na kogo spadnie większość obowiązków w związku z przygotowaniami. Zgadłeś. Na prefektów.
Powiodłem wzrokiem po twarzach uczniów. Chyba wszyscy wyglądali na wyjątkowo podjaranych. Cudownie. Do mojej listy dochodzi jeszcze użeranie się z tą bandą podekscytowanych kretynów.
-Super! Uwielbiam bale!- spojrzałem w stronę Rose. Jak to możliwe, że z całego tego harmideru wyłapałem akurat jej głos?!
-Chyba sobie żartujesz- powiedział Albus. Uniosłem nieznacznie głowę przysłuchując się tej rozmowie. Coś mi tu nie pasowało. Moje brwi nieznacznie powędrowały w górę, kiedy usłyszałem odpowiedź tej suki.
-Daj spokój Albus. Będę uważać!
-Nie ma mowy! To zbyt niebezpieczne!
-Daj jej spokój Al!- do rozmowy włączyła się Julia -Tez może mieć coś od życia! Po to się tu przeniosła.
-Tak? A nie po to żeby zapomnieć?-  ku mojemu zdziwieniu spojrzał na mnie
-Jak możesz- w oczach Weasley zalśniły łzy. Zerwała się i wybiegła z sali. Podążyłem za nią spojrzeniem
-Mógłbyś czasem jej odpuścić- powiedziała moja siostra
-To może być niebezpieczne!- upierał się Albus
-Przecież nic jej się nie stanie!
Albus wstał i pochylił się nad Julliet. Szepną tak aby tylko ona mogła usłyszeć, ale ja mam świetny słuch i z przerażeniem usłyszałem trzy słowa
-Wiesz, że może- powiedział po czym wyszedł z sali
-Julia?- zwróciłem się do niej- O czym ja nie wiem?
Walczyłem o to żeby mój głos nie zadrżał, bałem się odpowiedzi.
Julia uniosła brwi.
-Skoro Rose Ci nie powiedziała, ja też nie powinnam.
Syknąłem wściekle. Nie powinna mnie denerwować. Zdecydowanie nie.
-Nie strzelaj oczami, Scorpius. To sprawa Rose. Może gdybyś nie zachowywał się jak kutas to by Ci powiedziała. 
Wstała i odeszła pozostawiając mnie kompletnie oszołomionego. Nie wiedziałem tylko czy to była złość czy przygnębienie.

***

Siedziałem w Pokoju Wspólnym i starałem się odrabiać lekcje. Szło mi to średnio. Ciągłe wybuchy śmiechu i rozmowy były bardziej słyszalne niż zwykle. A może tylko mnie bardziej przeszkadzały? 
Nieważne. 
Ponownie pochyliłem się nad książką starając się skupić na czytanym tekście. Wiedziałem, że mogłem po prostu iść do swojego pokoju i tam uczyć się w spokoju jednak nie mogłem się na to zdobyć. 
Powód? Zawsze jest jeden.
Rose siedziała niedaleko mnie, obok kominka z kilkoma dziewczynami z naszego roku. Wszystkie gadały o tym pieprzonym balu. Jak na mój gust to były zbyt podekscytowane. Jednak zauważyłem coś jeszcze. Mimo, że Rose brała czynny udział w rozmowie, jej poranny entuzjazm nieco osłabł. W ogóle miałem wrażenie, że nie najlepiej wygląda. Poza tym wydawała mi się.... smutna?
Zacisnąłem dłonie w pięści aby stłumić w sobie potrzebę pocieszenia jej.
-Gapisz się- usłyszałem charakterystycznie zachrypnięty głos nad sobą.
Nie musiałem podnosić wzroku żeby wiedzieć kto to. Uśmiechnąłem się delikatnie.
-Wcale nie.
-Wcale tak.
Cassandra położyła się na kanapie wyciągając nogi na moich kolanach. Nie zaprotestowałem, uniosłem jedynie brew, a na moich ustach pojawił się złośliwy uśmieszek, kiedy patrzyłem jak dziewczyna zamyka oczy.
-Nie za wygodnie Ci?
-Właściwie to niezbyt. Przydałaby się jakaś poduszka czy coś.
Zaśmiałem się jednak nie skomentowałem tego.
To niesamowitej jak w krótkim czasie ktoś może stać się kimś bliskim. Przez ten tydzień od imprezy spędzaliśmy ze sobą strasznie dużo czasu. Chyba byliśmy kimś w rodzaju... przyjaciół?
Cassandra była niesamowitą osobą. Miała głęboko w dupie moje humorki, potrafiła spędzać w milczeniu całe godziny co zasadniczo mi odpowiadało. Nie podrywała mnie i nie flirtowała. Dobrze czułem się w jej towarzystwie, jakkolwiek by to nie zabrzmiało. Co zabawne, przez ten tydzień ani razu nie pomyślałem o tym aby ją pieprzyć. Przestała dla mnie być elementem do zabawy. Była bardziej jak... no nie wiem... kupel niż dziewczyna.
Dziewczyna poruszyła się i westchnęła.
-Mam dla Ciebie wiadomość- powiedziała
-Od?
-Od Lewis.
Skrzywiłem się mimowolnie. Mogło chodzić tylko o dwie rzeczy. Albo dyrektorka znowu się na coś wkurzyła, albo o ten pieprzony bal.
-Tylko się nie wściekaj, dobra? Nie chce mi się ruszać.
Skinąłem głową, a Cassandra wyciągnęła z torby jakąś kartkę. Podała mi ją. Szybko rozłożyłem pergamin. Moim oczom ukazało się ostre i proste pismo profesorki.

Scorpius,
Dyrektorka wymyśliła sobie ten bal i trzeba to teraz zorganizować. Nie wiem co, ale kazała się stawić Tobie i Albus'owi jutro o 18 w sali nr 6 na pierwszym piętrze. Chyba poda Wam szczegóły czy coś.
NIE RÓB NIC GŁUPIEGO I ZACHOWUJ SIĘ ALBO NIE WYJDZISZ ŻYWY Z NASTĘPNEJ LEKCJI! Ja nie żartuje, wiesz jak łatwo o wypadek na OPCM? Lepiej dla Ciebie żebyś się nie dowiedział.
E.L
PS Stuknij różdżką w papier i powieś na tablicy ogłoszeń.

Kiedy skończyłem czytać chciało mi się śmiać. Tylko Lewis mogła przysłać TAKĄ wiadomość.
Wyciągnąłem różdżkę i stuknąłem w papier według zaleceń. Liścik zmienił się w czarno-pomarańczowy plakat.
-Co to?-zapytała Cassandra
-Chętni mogą się zgłosić do komitetu. Będą dekorować salę czy coś.
Westchnąłem, chyba po raz setny tego dnia i zaklęciem przytwierdziłem ogłoszenie do tablicy. Bardzo szybko okazało się, że takie brednie cieszą się dużym zainteresowaniem. Byłem w szoku. Ale bardzo dobrze. Im więcej frajerów się tym zajmie tym mniej ja będę miał do roboty. Uśmiechnąłem się pod nosem, kiedy poczułem mocne dźgnięcie między żebrami.
-Co Ty kurwa...- warknąłem w stronę blondynki jednak ona wskazała w stronę tablicy ogłoszeń. A konkretnie mówiąc na osobę, która tam stała wyraźnie zainteresowana.
Jasne. Przecież moje życie nie może być, kurwa, normalne.

***

Stałem pod salą numer 6 i powoli brała mnie kurwica. W ciul ludzi, marnotrastwo wieczoru, Rose tam była, a ja nawet nie mogłem zapalić.
Cassandra śmiała się z mojego zachowania, kiedy stałem pod ścianą z skrzyżowanymi rękami na piersiach, a mój palec wskazujący wybijał na ręce nerwowy rytm.
-Weź się uspokój- powiedziała do mnie.
-Co Ty tu w ogóle robisz?- warknąłem
-Będę patrzeć jak podnosi Ci się ciśnienie- uśmiechnęła się cwanie.
Przysięgam, że pewnego dnia ją zabije.
-W końcu dyrektorka pojawiła się pod klasą i zaprosiła nas do środka. Podobnie jak na korytarzu stanąłem pod ścianą i starałem się być niewidoczny aby nie przydzieliła mi jakiegoś pierdolonego zadania jak drążenie dyń czy ozdabianie błoni.
Gadała dość długo, ale koniec końców nie wyszło tak źle. Prefekci mili nadzorować resztę, która podzieliła się na jakieś grupy.
Byłem bardzo zadowolony dopóki McGonagall nie zaczęła przydzielać prefektów do grup. Tak , dobrze myślisz. Miałem nadzorować grupę dekorującą salę, w której oczywiście była Rose.
Poziom gniewu w moim ciele stale się podnosił, miałem ochotę zabić dyrektorkę. Poczułem uścisk Cassandry na ramieniu.
-Uspokój się- wyszeptała mi do ucha.
Zacisnąłem zęby.
-Możecie już iść- powiedziała McGonagll.
Jako jeden z pierwszych wypadłem z klasy. Udałem się na dziedziniec. Było wietrzenie, ale przynajmniej nie lało.
Usiadłem na murku w zacienionej części i wyciągnąłem papierosy. Włożyłem jednego do ust i zacząłem przetrząsać kieszenie w poszukiwaniu tej pierdolonej zapalniczki.
-Spokojnie- przede mną pojawiła się Cassandra. Wyciągnęła w moim kierunku różdżkę.
Warknąłem wyrywając jej przedmiot z rąk i odpalając używkę. Poczułem ulgę, kiedy dym prześlizną się przez moje płuca. Oparłem się o ścianę za sobą. Nogi wciągnąłem na murek i ugiąłem w kolanach aby móc oprzeć na nich ręce.
-Musisz przestać pokazywać jak bardzo Cię to wszystko wkurza.
Spojrzałem na Cassandre z niedowierzanie. Ona chyba nie zdawała sobie sprawy jak bardzo mnie to wszystko wkurwiało.
-Co chcesz tym udowodnić? Co jest Twoim celem? Myślałam, że chcesz jej pokazać, że jej nie potrzebujesz. Że możesz żyć bez niej.
-Nadal tego chcę- warknąłem.
-To zacznij działać w tym kierunku, bo jak do tej pory postępujesz zupełnie odwrotnie!
Spojrzałem na nią. Wydawała się być wściekła. Wściekła na mnie.
-Dlaczego mi to mówisz? Czemu Ci na tym zależy?
Uważnie obserwowałem jej twarz, ale ona zrobiła jedynie zdziwiona minę.
-Jesteś głupi, Malfoy. Chcesz do niej wrócić, bo ją kochasz, ale nie możesz się do tego przyznać nawet przed samym sobą, bo boisz się ponownego zranienia. Chcesz wzbudzić w niej zazdrość aby to ona do Ciebie przyszła!
Kompletnie zaszokowany rozchyliłem usta. Co do cholery! Jak to możliwe, że ona... wiedziała. Sformułowała wszystkie myśli, które kłębiły się w mnie od tak dawna.
-Nie zaprzeczasz, to dobrze. Robisz jakiś jebany postęp.
Mruknąłem coś niezrozumiałego. Siedzieliśmy tak jeszcze przez chwilę, kiedy Cassandra stwierdziła, że wraca do zamku, bo zamarza. Miałem jeszcze niewypalonego papierosa, więc postanowiłem zostać jeszcze i dokończyć.
Na dworze było już praktycznie ciemno. Skończyłem papierosa i podniosłem się z zamiarem powrotu do zamku.
 Wtedy to usłyszałem.
***
(Rose)

Widziałam jego złość, kiedy dyrektorka przydzieliła go do mojej grupy. Widziałam jak bardzo potrzebuje zapalić. Wiedziałam, że chce coś uderzyć. Wyładować się w jakiś sposób.
Opuścił salę, gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja. Tak bardzo chciałam mu pomóc w tamtym momencie. Chciałam dotknąć jego twarzy, delikatnie pocałować i poprosić żeby się uspokoił. Tak jak robiłam to na wakacjach, kiedy zaczynał się denerwować.
-Rose- obróciłam się słysząc moje imię. Obok mnie stał Kevin.
-Co tam?
-Odpłynęłaś na chwilkę- uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam gest. Lubiłam tego chłopaka od kiedy dosiadł się do mnie na transmutacji. Był miły, czarujący, słodki i bardzo sympatyczny.
-Przepraszam, zamyśliłam się.
-Nic się nie stało. Planujemy pogadać teraz o dekoracjach, idziesz z nami?- zapytał
-Tak, oczywiście.
Wyszliśmy na korytarz gadając o dekoracjach. Wszyscy byli bardzo podekscytowani. Ja zresztą też. W mojej poprzedniej szkole często zajmowałam się czymś takim. Lubiłam organizować takie rzeczy. Gdybym mogła to właśnie tym chciałabym się zajmować w przyszłości. No, ale cóż, nie zawsze mamy to czego chcemy.
-Gdzie mógł poleźć Malfoy- zapytała Sara- Powinniśmy przedyskutować z nim nasze pomysły.
-Wątpię żeby go to obchodziło- mrukną Kevin. Widziałam, że ma rację. Scorpiuse był ostatnią osobą, która chciałaby się bawić w takie rzeczy.
-Wydawało mi się, że poszedł na dziedziniec- powiedział Monic.- Chodźmy tam, spytamy czy mamy wolną rękę i już.
Wszyscy skinęli głowami i udaliśmy się w stronę wyjścia.
Było wyjątkowo zimno i wietrznie. Nie cierpię angielskiej pogody! Brakowało mi słońca z francuskiego wybrzeża. Mimo to lubiłam Hogwart.
Wzdrygnęłam się i potarłam ramiona. Nagle pojawiło się na nich coś ciepłego. Spojrzałam w górę aby zobaczyć uśmiechniętego Kevina.
-Dziękuję- powiedziałam otulając się jego marynarką
-Nie ma sprawy- kolejny czarujący uśmiech z jego strony. Jakby się nad tym zastanowić to był całkiem przystojny.
-Nigdzie go nie ma- odezwała się Sara.
-No i trudno. Myślę, że nie będzie miał nic przeciwko jeśli zrobimy wszystko tak jak chcemy. Chodźmy stąd, jest zimno- Monic wzdrygnęła się wciskając ręce do kieszeni.
Dziewczyny zaczęły wchodzić z powrotem do szkoły. Ruszyłam za nimi, kiedy poczułam delikatne szarpnięcie za łokieć. Odwróciłam się.
-Możemy chwilkę porozmawiać?- Kevin patrzył na mnie z wyczekiwaniem jakby niepewny mojej odpowiedzi.
-Mmmm pewnie, czemu nie.-proszę, proszę, niech on nie robi tego co myślę, że chce zrobić.
-Chodźmy tam, pod ścianę, będzie mniej wiało.
Udaliśmy się we wskazane miejsce. Oparłam się o mur i ciaśniej otuliłam się marynarką.
-To o czym chciałeś porozmawiać?
-Myślałem o tym balu. Chciałem spytać czy nie zechciałbyś wybrać się tam ze mną?
-Kevin, ja...-musiałam dać mu jakoś delikatnie do zrozumienia, że nic z tego nie wyjdzie jednak postanowił mi przerwać.
-Lubię Cię Rose- powiedział wyraźnie- Chciałem Cię zapytać nie tylko o to czy pójdziesz ze mną na bal. Tak sobie pomyślałem, że może wybralibyśmy się jutro do Hogsmade?
Zatkało mnie. To jakiś koszmar. Czy ja nie mogę mieć po prostu kumpli? Czy każdy chłopak musi próbować od razu do mnie uderzać?
-Hmmm... To bardzo miłe z Twojej strony, Kevin....
Jego zielone oczy zalśniły. Cholera, chyba zamiast go spławić dałam mu odwrotny sygnał.
-Czyli się zgadzasz?-uśmiechnął się radośnie
-Ja...
-Miałem nadzieję, że się zgodzisz! Bałem się tylko, że mogłem się spóźnić! Ale cieszę się, że jeszcze nikt inny Cię nie zaprosił.
Jego słowa uderzyły we mnie gwałtownie. To prawda. Nikt inny mnie nie zaprosił. Nikt.
Czego Ty się spodziewałaś idiotko- gromiłam się w myślach- Że Twój książę powróci na białym koniu i zaprosi Cię na bal? Nie jesteś żadnym cholernym Kopciuszkiem. Zwiałaś to teraz za to płać!
Skinęłam głową starając się ubrać moją twarz w uśmiech.
-Cudownie!
Nagle Kevin zbliżył się do mnie. Natychmiast pożałowałam, że stanęłam pod ścianę. Chłopak pochylił się nade mną. Jego źrenice rozszerzyły się, kiedy dotknął mojej twarzy jedną ręką, a drugą położył na moim biodrze.
-Naprawdę się cieszę, Rose- wyszeptał.
Byłam jak sparaliżowana. Nie chciałam tego! Podniosłam ręce aby go odepchnąć, kiedy poczułam jego usta na swoich.
Całował mnie delikatnie. Nie do tego byłam przyzwyczajona. Pocałunki Scorpius'a były pełne pasji i ognia. Te Kevin'a były całkowicie zwyczajne.
Nagle poczułam chłód. Kevin znikną. Szeroko otworzyłam oczy chcąc lepiej widzieć w półmroku.
Usłyszałam jęk.
Kevin leżał skulony na ziemi, a nad nim unosiła się wysoka postać.
-Nie waż się jej dotykać- wściekły syk wydobył się z jego ust.
-Co Ty odpierdalasz, Malfoy!- Kevin już pozbierał się z ziemi i staną naprzeciw chłopaka.
Starałam się zrozumieć co się dzieje. Scorpius odepchną Kevina ode mnie!? Dlaczego?
-Nie Twój pieprzony interes. Zajmij się swoimi sprawami. I odwal się od niej!- Scorpius był wściekły. Widziałam jak napięte są jego mięśnie, jak mocno zaciska szczękę.
-To chyba nie Twój interes. Z tego co wiem to ona nie jest Twoja!
Ledwo zarejestrowałam moment, kiedy pięść blondyna wylądowała na twarzy przeciwnika.
Krzyknęłam.
-Scorpius! Przestań!- krzyknęłam podbiegając do niego chcąc złapać go za rękę.
Kevin stał zgięty w pół kilka kroków dalej trzymając rękę przy twarzy.
-Złamałeś mi nos kretynie!- wyprostował się. Jego twarz powalona była szkarłatną cieczą.
Zrobiło mi się niedobrze. Nienawidziłam widoku krwi. Wzięłam głęboki oddech. Teraz moim priorytetem było uspokojenie Scorpius'a. Złapałam go za ramię jednak wyszarpał je z mojego uścisku.
Podszedł do Kevina i złapał go za przód koszulki.
-Nigdy więcej jej nie dotykaj- jego głos był bardzo cichy i cholernie niebezpieczny.
-Ona nie jest rzeczą! Zrobi to co będzie chciała!
Scorpius przeniósł swój uścisk na ramiona chłopaka po czym uniósł kolano i wbił je w brzuch Kevina.
Pisnęłam, kiedy chłopak zgiął się w pół kaszląc. Malfoy pochylił się nad nim.
-To moje ostatni ostrzeżenie. Ona jest moja.
Zamarłam wpatrując się w jego sylwetkę, kiedy gwałtownie puścił Kevina i odwrócił się w moim kierunku. Jego postawa mówiła wyraźnie jak bardzo jest wściekły, mimo tego nie potrafiłam się ruszyć czy chociażby odsunąć.
-Idziemy- warkną łapiąc mnie za nadgarstek. Pociągnął mnie stanowczo. Gwałtowność jego gestu sprawiła, że marynarka Kevina spadła mi z ramion jednak nie zwróciłam na to uwagi.
Zupełnie otępiła szłam za nim.
„Ona jest moja”
Te słowa kołatały w mojej głowie, nie dając mi spokoju. Co to do cholery miało znaczyć! Nie jestem jego zabawką! Jakim prawem wtrącał się w moje życie! Dlaczego pobił mojego kolegę!? To chore!
-Stop- pociągnęłam swoją rękę aby zmusić go do zatrzymanie się. Warkną i odwrócił się zirytowany.
-Co?
-Co to ma znaczyć!? Jakim prawem się wtrącasz!?
Zmrużył oczy. Ponownie pociągnął mnie za rękę, ale tym razem poprowadził mnie do jakiś drzwi. Otworzył je szybkim ruchem i bezceremonialnie wepchną mnie do, jak się okazało, jakiejś pustej klasy.
-Co Ty sobie myślisz!?- wrzasną, kiedy zamkną drzwi. Wzdrygnęłam się pod wpływem jego wybuchu.
-Uspokój się. Nic się nie stało. Może zamiast tego Ty wytłumaczysz mi czemu zachowujesz się jak kretyn?
-Ja? To Ty się obściskujesz na dziedzińcu z jakimś obcym kolesiem!
-Po pierwsze, on nie jest obcy! Po drugie, nie obściskiwałam się z nim. A po trzecie, to i tak nie jest Twoja sprawa!
-Nie chcę żebyś całowała się z jakimiś podejrzanymi typami!
-Co Cię to w ogóle obchodzi!- teraz ja również krzyczałam. Nie mogłam pojąć jaka jest motywacja jego działania. Przecież przez ostatnie dwa miesiące dawał mi jasno do zrozumienia, że już mu na mnie nie zależy.
Nie odpowiedział. Przeczesał dłonią włosy jak to miał w zwyczaju. Zacisną dłonie w pięści i zaczął chodzić po klasie.
Obserwowałam jak wyszarpuje pudełko papierosów z kieszeni. Jego twarz skrzywiła się, kiedy zobaczył, że opakowanie jest puste. Z wściekłością rzucił je na ziemię.
-Cholera jasna!- uderzył pięścią w ścianę i krzykną dając upust swojej złości.
Poczułam ból w dłoni od samego patrzenia.
Szybko do niego podeszła.
Stał lekko pochylony ze spuszczoną głową opierając ręce na ścianie. Delikatnie położyłam dłoń na jego ramieniu.
-Uspokój się, bo zrobisz sobie krzywdę- szepnęłam
Gwałtownie podniósł głowę. Poruszył się tak szybko, że nawet tego nie zauważyłam. Jednak w następnej chwili stałam przyparta do ściany. Mój oddech przyśpieszył dwukrotnie, kiedy zobaczyłam jak blisko mnie się znajduje. Lewą ręką oparł obok mojej głowy, a prawą umieścił na moim biodrze mocno je ściskając. Odciął mi drogę ucieczki. Jeśli miałbym być szczera to mimo jego wściekłości nie miałam ochoty uciekać.
-Co Ty ze mną robisz- jego głos był ochrypły, kiedy przybliżył głowę do mojej szyi sunąc po niej nosem.
Zadrżałam, kiedy poczułam jego dotyk. Pocałunek złożony u podstawy mojej szyi sprawił, że zmiękły mi kolana. Jego prawa dłoń zaczęła przesuwać się po moim ciele. Zostawiał krótkie, pocałunki na całej mojej szyki i szczęce. Nie mogłam powstrzymać jęku, kiedy przygryzł moją skórę i zassał ją delikatnie.
Poruszyłam się, ale karcąco ścisną moje biodro. Nadal czułam jego złość. Jego usta nie były delikatne, ale dla mnie były idealne. Tak bardzo brakowało mi jego dotyku!
Warkną gardłowo. Wsuną dłoń pod moją koszulkę na plecach i przycisną mnie do swojego ciała.
Wsunęłam ręce w jego włosy zaciskając na nich palce, kiedy całował mnie po szyi. I wtedy to zrobił. Podniósł głowę. Jego oczy były niemal całkowicie czarne przez mieszankę gniewu i podniecenie. Przysunęłam jego usta do swoich czując jego ciepły oddech na wargach.
Nie wiem kto zaczął, ale już w następnej sekundzie czułam jego pocałunki na swoich ustach. Szybko je rozchyliłam pozwalając aby nasze języki połączyły się w tylko sobie znanym tańcu.
Po raz pierwszy od wakacji poczułam, że wszystko jeszcze może być dobrze. Poczułam się bezpiecznie. Poczułam, że żyję.


 AnnMari

4 komentarze:

  1. O kurdę. Chyba jestem pierwsza :) Co mi się podoba :) A jeszcze bardziej spodobał mi się ten rozdział, ten blog, ta historia. Jest to po prostu genialne :) każdy szczegół jest dopracowany :) Każdy rozdział jest genialnie ze sobą powiązany, a nie jak u nie których, jeden o tym, drugi o czymś zupełnie innym. :) Bardzo mi się to podoba, co ty piszesz, co ci siedzi w głowie :) Jestem cały czas ciekawa, co jeszcze wymyślisz i z kolejnym rozdziałem mnie zaskakujesz :) Mogłyby być trochę częściej, bo ja jako czytelnik chcę wiedzieć co dalej, ale ja jako pisarka sama wiem, że jeżeli skończy się w najlepszym momencie, to nasz odbiorca, potem umiera z ciekawości co tam będzie dalej :) Podsumowując bardzo mi się podoba twoja historia i z zapartym tchem czekam na kolejny rozdział! :)
    Serdecznie pozdrawiam i ściskam mocno! :)
    ~Luna Lestrange

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział dynamiczny, ciekawy, pełen akcji. Wreszcie Malfoy pokazał, że rzeczywiście zależy mu na Rose
    ~~Care

    OdpowiedzUsuń
  3. Arcydzieło.
    To jedyne słowo, które nasuwa się mi na myśl po przeczytaniu tego rozdziału. Nigdy nie byłam fanką blogów o czasach po harrym potterze. aż tu patrz, trafiłam na twojego i wszystko kompletnie się zmieniło. Zakochałam się w postaci Scorpiusa. Mimo, że jest gwałtowny, porywczy, pali, przeklina i szybko się irytuje to właśnie taki jest wspaniały. A akcja z pobiciem... bezcenna. Opisujesz wszystko doskonale. Uwielbiam tego bloga!

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie na you-make-me-rise-when-i-fall-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak samo ;) Zawsze wolałam czytać blogi gdzie akcja kręciła się w czasach szkolnych Harry'ego ale koleżanka mówi, żeby przeczytała to zmienię zdanie. Uparła się, to przeczytałam i teraz tylko czekam na kolejny rozdział, którego jeszcze nie ma! ;o Czemu??? ;o nie łam nam serc, wstaw cokolwiek, plisss! :)

      Usuń

My world

Instagram">

Obserwatorzy