poniedziałek, 11 maja 2015

7. Well, are you out tonight?

Post spontaniczny, niesprawdzony, skończony 10 minut temu. Ale jest. Przepraszam.


(Rose)
        Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam tak szczęśliwa. Kiedy ostatni raz czułam się tak bezpiecznie. Pocałunki Scorpius'a były czymś czego brakowało mi przez ostatnie miesiące równie mocno jak jego samego. Ogień, który w nas szalał wydawał się być niemożliwy do ugaszenia. Jego dłonie krążyły po moim ciele podniecając mnie do granic możliwości. Już nie myślałam. Pragnęła więcej i więcej.
Nie wiem kiedy Scorpius podniósł mnie i przeniósł na biurko stając pomiędzy moimi nogami. Po chwili mój sweterek leżał już na podłodze, a Scorpius całował mój dekolt. Wplątałam palce w jego włosy odchylając głowę do tyłu oby ułatwić mu dostęp. To było tak  cudowne uczucie! Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka nie mająca nic wspólnego z zimnem.
Kolejny jęk uciekł z moich ust, kiedy Scorpius zacisną dłoń na mojej piersi.
Wtedy przyszło to czego się tak bałam.
Otrzeźwienie.
Wszystkie powody dla których zdecydowałam się odejść bez pożegnania zaczęły zwalać się na mnie niemal pozbawiając tchu.
Nie.
Nie mogę mu tego zrobić.
Nie wolno mi.
Nie powinnam.
NIE!
     
Zebrałam całą silną wolę, położyłam swoje dłonie na jego piersi i mocno go popchnęłam.
Gwałtownie się cofną. W jego oczach zobaczyłam niedowierzanie. Zeskoczyłam z biurka chwytajac przy okazji mój sweter.
-Przepraszam- wyszeptałam cofając się w stronę drzwi.
-Co... Co Ty robisz?- nie mogłam spojrzeć w jego oczy. Miał wyraz twarzy zagubionego dziecka. Bolało mnie to. Niewyobrażalnie. Chłopak oparł dłonie na biurku i opuścił głowę, zamykając oczy. Zaśmiał się. Zimno, bez jakiegokolwiek chociażby cienia wesołości.
-Przepraszam, Scorpius. Ja po prostu nie... nie mogę- przełknęłam ślinę widząc jak zmienia się jego postawa. Zmrużył oczy i wyprostował się. Ciepłe iskry, które widziałam w jego oczach zaledwie minutę temu zmieniły się w lód. Wzdrygnęłam się, temperatura w klasie jakby opadła o kilka stopni.
-Przepraszasz?- warkną. Jego dłonie zacisnęły się w pięści.
-Wybacz. Ja już tak nie mogę....- nie wiedziałam jak mam ująć w słowa to co chciałam mu powiedzieć.
-Czego już nie możesz? Całować się ze mną? Pierdolić się? Czy może udawać, że mnie kochasz?- jego głos był cichy i przesiąknięty jadem. Nie mogłam tego słuchać. Wolałbym już żeby na mnie krzyczał. Żądał wyjaśnień. Na Merlina, wolałabym żeby mnie uderzył! Wszystko tylko nie to spojrzenie pełne czystej nienawiści.
-Proszę Cię, nie mów tak...
-Jak mam nie mówić? Mam nie mówić prawdy? Nie lubisz jej słuchać. Prawda? Podobnie jak nie lubisz jej mówić. W końcu od kiedy się znamy nie powiedziałaś chyba ani razu prawdy.
-To nie....
-Nie zaprzeczaj. W sumie to już mnie to nie obchodzi.
Odepchnął się od blatu biurka i uśmiechną złośliwie. Zrobił krok w moją stronę. Wyglądał przerażająco. Jego twarz była pozbawiona wyrazu, a oczy zimne i ciemne. Chyba po raz pierwszy poczułam strach, kiedy byłam z nim. Nieświadomie cofnęłam się o krok.
Usłyszałam jego śmiech, który poczułam niczym uderzenia milionów lodowatych igiełek wbijających się w moje ciało.
-Boisz się mnie?
Przeszedł obok mnie cały czas śmiejąc się złośliwie. Minął mnie nie zaszczycając ani jednym spojrzeniem.
Patrzyłam jak otwiera drzwi i zatrzymuje się w progu. Wiedziałam, że to niewidzialna granica. Że gdy ją przekroczy stracę go na zawsze. Chciałam podbiec do niego. Złapać za rękę i powiedzieć mu wszystko. A on przytuliłby mnie, zapewnił, ze wszystko będzie dobrze, i że sobie jakoś poradzimy.

Ale nie mogłam tego zrobić. Z tego samego powodu dla którego musiałam odejść na wakacjach. Z tego powodu dla którego nie mogłam z nim być wtedy i teraz. Powód przez który po raz kolejny traciłam całe moje życie.


Bo dla mnie nie ma szczęśliwego zakończenia

***
(Scorpius)

                Idąc korytarzem nie mogłem skupić myśli. Nie chciałem.
Krok. Oddech. Krok. Oddech. Zakręt. Oddech.
                Tylko to było w mojej głowie. Nie chciałem wiedzieć, roztrząsać tego, co zdarzyło się przed chwilą w klasie. Po co? To nic nie znaczyło.
Dla niej.
Więc dla mnie też nie.
                Nigdy wcześniej nie poczułem się tak upokorzony jak przed chwilą. Zabawiać się mną raz? Dobra, miałem gorszy moment, dałem się złapać na piękne oczy. Ale dwa? Trzy? Cztery, kurwa? Nie, nigdy więcej nie pozwolę jej tego zrobić.
Krok. Oddech. Krok. Oddech. Zakręt. Oddech.
                Niszczę sam siebie. Niszczę ludzi dookoła mnie. Zakochałem się? Dorze. Skoro to zrobiłem to mogę też przestać. Destrukcyjne uczucia są złe. Wiedziałem to przez całe swoje życie, więc dlaczego teraz musiałem to spierdolić?
                Nie dam się więcej wciągną w jej pierdoloną grę. Niech dalej kłamie. Niech żyje gubiąc się we własnych kłamstwach. Ja już nie chcę być częścią tego życia. Skończyłem z nią. Tym razem raz na zawsze.
Krok. Oddech. Krok. Oddech. Zakręt. Oddech.
                Doszedłem do wejścia do komnat Ślizgonów. Wiedziałem, czego mi potrzeba. O tak, szykujcie się, stary Malfoy wrócił!
                Wszedłem do salonu i rozejrzałem się. Albus i Tayler podnieśli głowy, kiedy podszedłem w ich stronę, skinęli głowami i wrócili do prac domowych, które robili. Nie wyskoczyli na mnie z mordą, co oznaczało, że ta suka jeszcze nie przybiegła się im poskarżyć. Bardzo dobrze, miałem ochotę zaszaleć i bardzo chętnie zrobię to w towarzystwie najlepszych kupli. Jakby się nad tym dłużej zastanowić to prawie ich przez nią straciłem...
-Siemka, widzieliście gdzieś Cassandre?- usiadłem obok Albusa. Widziałem jak wymieniają między sobą spojrzenie. Tak, tak, cieszcie się. Wasz kumpel powstał z martwych!
-yyyy przyszła jakieś pół godziny temu i chyba poszła do siebie. Pytaliśmy o Ciebie, ale mówiła, że zostałeś jeszcze zapalić- Tayler uniósł brwi- długo Ci zeszło
-Tak, wiem. Musiałem jeszcze coś przemyśleć.
-I co wymyśliłeś?- Albus nie miał zachwyconej miny. Niepotrzebnie się martwił.
-Chciałem Was zapytać czy nie mielibyście ochoty wybrać się ze mną na imprezę.
-Teraz?
-Tak.
Chciało mi się śmiać na widok ich zaszokowanych min. No cóż, nie powinienem się dziwić. Chyba w tym roku jeszcze nie usłyszeli ode mnie takiej propozycji.
-Gdzie chcesz iść?- Tayler był ostrożny
-Do AM.-miałem na myśli nasz ulubiony klub w mugolskim Londynie- Och, przestańcie się tak na mnie patrzeć. Chce po prostu iść się rozerwać z przyjaciółmi tak jak kiedyś. Ale jak nie chcecie to spoko. Zwijam Cassandre i idziemy. Ona na pewno ma ochotę się zabawić.
Wiedziałem, ze delikatne wyzwanie, które im rzuciłem podziała na nich szybciej niż cokolwiek innego. Już widziałem to w ich oczach.
-Dobra- Albus spojrzał na czarnowłosego, który skiną głową. Przewróciłem oczami na ich idiotyczne zachowanie.- Idź po Cassandre, przebierzemy się i za pół godziny spotkamy się tutaj.
Skinąłem głową wstając. Skierowałem się do dormitorium dziewczyn. Dobrze, że na drzwiach były tabliczki z imionami, bo nigdy wcześniej nie byłem u Cass. Zapukałem i po krótki „proszę” wszedłem do środka.
-Malfoy?- Cass leżała na łóżku czytając książkę- Co Ty tutaj robisz?
-Idziemy z chłopakami na imprezę do Londynu. Chcesz dołączyć?
Dziewczyna uniosła brew.
-Tak po prostu?
-A czemu nie?
-Myślałam, ze Twoi przyjaciele za mną nie przepadają.
-To będą mieli okazję Cię poznać.- wzniosłem oczy ku niebu, a raczej w kierunku sufitu. Wkurzała mnie ta dziecinada.- Macie po 18 lat, możecie chyba razem iść na imprezę?
-No chyba tak...
-Daj spokój Cass, weźmiemy Cię do zajebistego klubu. Genialna muzyka, dobre drinki no i JA będę Ci towarzyszył! Czego chcieć więcej!?- zaśmiał się
-No dobra Malfoy. Niech Ci będzie. W sumie to i tak nie chce mi się tego czytać- cisnęła na podłogę książkę, w której rozpoznałem podręcznik do transmutacji.
-Mądry wybór- puściłem jej oczko- No to za pół godziny w salonie
-Ile?!- zaśmiałem się słysząc jej krzyk jeszcze na korytarzu.
                                                                                                              ***

                No, jak na razie to wracanie do normalności wychodzi mi całkiem nieźle. Siedzieliśmy w AM. ta nazwa nie była przypadkowa. Właściciel klubu był wielkim fanem Arctic Monkeys, więc muzyka, jaką tu puszczali była oczywiście genialna. 
Mimo że przyszliśmy późno i bez rezerwacji, siedzieliśmy w naszej ulubionej loży na antresoli. Klub bowiem składał się z dwóch części. Na dole był parkiet do tańca i bar oraz większe stoliki, a na antresoli umieszczono bardziej kameralne loże z wygodnymi kanapami. Uwielbiałem to miejsce, było najlepsze, jeśli chciało się wyrwać od problemów, szkoły, magii i całego tego cholerstwa. A w dodatku właścicielem był mój dobry znajomy, więc zawsze mogliśmy liczyć na drinki bez obawy, że ktoś spyta nas o dowód.
-Witam- głos kelnerki wyrwał mnie z rozmyślań. Spojrzałem na nią. Całkiem fajna, muszę przyznać. Miała długie blond włosy, długie nogi i zgrabny tyłeczek opięty ciasną, czarna, błyszczącą sukienką. W ręce trzymała tacę z czterema kieliszkami.- To na koszt firmy, szef przesyła pozdrowienia- uśmiechnęła się do mnie czarująco stawiając przede mną szota.
-Dziękuje maleńka- widziałem jej reakcję, kiedy posłałem jej mój popisowy uśmieszek
- Czy mogę jeszcze w czymś służyć?- czy tylko ja doszukałem się w tych słowach podwójnego znaczenia? Kolejny uśmieszek.
-Jeszcze raz to samo dla Wszystkich, jedno Mojito, i trzy razy Cuba Libre- zamówiłem drinki, które wybraliśmy wcześniej.
-Zaraz przyniosę- posłała mi jeszcze jeden czarujący uśmiech, po czym odeszła kusząco kręcąc biodrami.
Kiedy tylko zniknęła na schodach usłyszałem rechot. Spojrzałem na Cassandre, która niemal trzęsła się ze śmiechu.
-Jezuuuu już myślałam, ze laska padnie na kolana i zacznie Ci obciągać....
-Gezzzz Cass- jękną Albus- W żadnym wypadku nie chciałbym tego oglądać.
-Ja bym tam nie miał nic przeciwko- uśmiechnąłem się przywołując w pamięci czerwone usta kelnerki.
-Ugh, czemu kelnerki zawsze wybierają jego- najwyraźniej Zabiniemu również wpadła w oko słodka blondyneczka. Zaśmiałem się słysząc te słowa. No cóż....
-Wybacz stary, tu chodzi o mój niepowtarzalny urok osobisty. Po prostu trzeba mieć to COŚ!
-Powinieneś się cieszyć Tayler- Cassandra spojrzała na bruneta, który uniósł brew w zdziwieniu.
-Bo?
- Bo i tak ich nie zaliczy. Kelnerki nie mogą puszczać się z klientami. Więc on sobie może patrzeć na kelnerki, a dla Ciebie zostaje reszta- puściła mu oczko
-Hahaha, dobre! Podoba mi się Twój tok myślenia!
-No to, co panowie, - Cass uniosła swój kieliszek- za zajebistą zabawę!
Stuknęliśmy się kieliszkami i wypiliśmy szota. Tequila zapiekła mnie w gardle. Uwielbiałem to. Odstawiłem szkło i zatarłem ręce.
-No to, co? Czas na te zajebistą zabawę!
                                                                                              ***

                Dwie godziny później tańczyłem na parkiecie z jakąś długonogą szatynką. Uwielbiałem to. Taniec. Ciężki bas wybijał gorący rytm. Było gorąco i tłoczno, ale było w tym coś podniecającego. Dziewczyny w krótkich sukienkach lub obcisłych legginsach kręciły się obok mnie posyłając magnetyzujące spojrzenia.
Dziewczyna, z którą tańczyłem obróciła się tyłem do mnie. Objąłem ją ramieniem w tali kołysząc w rytm muzyki. Uśmiechnąłem się czując jej tyłek dokładnie tam gdzie miałem ochotę go poczuć. Muzyka zmieniła się. Teraz zwolniła jeszcze bardziej. A ta laska była jeszcze bliżej mnie. Wypity alkohol płyną w moich żyłach pozwalając mi, po raz pierwszy od dawna, naprawdę wyluzować.
Moje dłoń ześliznęła się na udo dziewczyny po czy odwróciłem ją z powrotem w moją stronę tylko po to, aby zacisnąć dłoń na jej tyłku. Poczułem jak całuje mnie po szyi. Hmm to mile, kiedy ktoś dla odmiany Cię nie odpycha. Odgarnąłem włosy z jej twarzy i nachyliłem nad nią.
-Masz ochotę na drinka?- kolejny z moich popisowych uśmieszków, od których laską miękły nogi. Przygryzła pełne wargi pomalowane czerwoną szminką.
-Bardzo chętnie.
Wyprowadziłem ją z tłumu i podprowadziłem do baru. Usiedliśmy na wysokich krzesłach i przywołałem kelnerkę.
-Scorpius!
-Maggie!- dziewczyna w czarnej sukience pocałowała mnie w policzek. Kolejna znajoma.
-Dawno Cię tu nie było!- w jej tonie było coś oskarżycielskiego.
-Jakoś się tak nie składało- posłałem jej czarujący uśmiech chcąc ja tym przeprosić. Z tą kobietą łączyła mnie całkiem ciekawa historia.
-Dobra, dobra, co podać?
-Na co masz ochotę słoneczko?- zwróciłem się do mojej towarzyszki
-Hmmm może sex on the beach?- nie spuszczała ze mnie wzroku.
-Ciekawy wybór- kąciki moich ust uniosły się nieznacznie- a dla mnie Cuba Libre.- kiedy Maggie odeszła zwróciłem się ponownie do dziewczyny- masz jakieś imię śliczna?
-Katy
-Scorpius
-Miło poznać- czarujący uśmiech
-Nawet nie wiesz jak bardzo....
                                                                                              ***

                Przyparłem Katy do ściany całując natarczywie. Pisnęła, kiedy jej rozgrzana skóra spotkała się z zimnym kamieniem. Całkiem podobała mi się ta ślepa uliczka za klubem.  Musiałem przyznać, że całowała zajebiście. Odepchnęła mnie tylko po to żeby zamienić nas miejscami. Z mojego gardła wydobył się ochrypły śmiech, kiedy poczułem jak całuje mnie po żuchwie, szyi i niżej, odciągając dekolt mojej białej koszulki. Wsunąłem palce w jej włosy i zacisnąłem. Poczułem jak rozpina mi spodnie nie przestając mnie całować. Przyciągnąłem jej usta do swoich znów całując. Tym razem to z jej gardła wydostał się chichot.
-Zazwyczaj tego nie robię- szepnęła opadając na kolana i ciągnąc za pasek moich spodni- czuj się wyróżniony
-Oczywiście maleńka- odchyliłem głowę do tyłu czując jak moje ciało ogarnia przyjemność.

                                                                                              

AnnMari

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

My world

Instagram">

Obserwatorzy