środa, 29 stycznia 2014

2.Secrets have a cost, they're not for free. Not now, not ever


Stałem tak patrząc na nią szeroko otwartymi oczami. Ona też na mnie patrzyła. Widziałem jej rozszerzone źrenice. Błękit jej tęczówek był ledwo dostrzegalny. Wyglądała tak samo intrygująco jak za pierwszym razem. Jej oczy, usta, ciało. Piękna, idealna...
Potrząsnąłem gwałtownie głową spychając te myśli w głąb umysłu.
-Ludzie, co z wami?- rozległ się głos Albus'a. Czułem się jakby jego głos dobiegał do mnie gdzieś za tafli wody lub szkła. Zignorowałem go nadal się w nią wpatrując. Mimo, że nie chciałem tego robić, nie mogłem oderwać od niej wzroku.
-Powiedz coś- znajomy szept za którym tak bardzo tęskniłem.
Przymknąłem oczy starając się wyrzucić sprzed oczu jej obraz, gdy roześmiana siedziała przy ognisku tamtej nocy, podczas której się spotkaliśmy. Teraz znów czułem, jakbym zobaczył ją po raz pierwszy.
-Błagam cię powiedz coś- kolejny szept. Widziałem, jak jej oczy się zaszkliły.
Walczyłem z instynktem, który mówił mi, że powinienem do niej podejść, przytulić, pocieszyć.
Co zabawne, zanim ją poznałem nie miałem takich uczuć. To ona je wywołała. Osłabiła mnie na tyle, że po jej odejściu mogłem czuć tylko ból. Zacisnąłem pięści. W tej chwili nienawidziłem jej całym sercem, za to jak słabym mnie uczyniła.
-A co mam ci powiedzieć​?- zapytałem- Witaj kochanie? Jak dobrze cię widzieć? -włożyłem w te słowa tyle jadu i złości ile się dało. Złość gotowała się we mnie, mieszając z bólem i szukając ujścia.
-Ja nie wiedziałam, że jesteś czarodziejem!- krzyknęła cicho. Na jej twarzy zagościło przerażenie. Chyba dopiero teraz zdała sobie sprawę, co oznacza nasze ponowne spotkanie.
Och! Jakże mi przykro, „kochanie”.
Wziąłem głęboki wdech aby być przekonanym, że mój głos zabrzmi tak spokojnie, jak to tylko możliwe.
-Ty również pominęłaś ten szczegół swojego życia. Podobnie jak to, że jesteś Brytyjką. Jak i wiele innych szczegółów. Nieprawdaż, Victorio? Ach! Momencik- uniosłem rękę mrużąc oczy- Swoje prawdziwe imię również przemilczałaś. Nie sądzisz, iż był to dość istotny szczegół?
Wiedziałem, że staje się trochę melodramatyczny, ale obserwowanie jej reakcji dawało mi jakąś chorą satysfakcję.
-Przepraszam bardzo, ale można wiedzieć o co tu chodzi?!- zapytał Albus i tak jak poprzednio zignorowałem go.
-Co ty sobie myślałaś? Że będę przygodą na wakacje?- w moim głosie pojawiła się nutka kpiny.
-Nie! Naprawdę! Może tak chciałam zrobić na początku, ale potem poznałem Cię i zakoch...- nie pozwoliłem jej dokończyć. Te słowa bolały. Niewyobrażalnie bolały.
-Nie kłam!- powiedziałem z całych sił starając się zachować resztki samokontroli. Najwyraźniej zabawiała się moim kosztem. A więc dobrze.
- Dobrze się bawiłaś? Bo ja muszę przyznać, że całkiem nieźle.
-C.. co?- wyjąkała zaszokowana
-Chyba nie myślałaś, że dla mnie to było coś poważnego?
-Ty... Nie! Kłamiesz!
Zaśmiałem się pełnym goryczy śmiechem bez wesołości.
Boli?
To dobrze.
Mnie też.

-Wybacz Al, ale nie odprowadzę jej. Widzimy się na lekcjach. - rzuciłem do zaszokowanego i wściekłego chłopaka, siląc się nonszalancję.
-Scorpius!- usłyszałem jeszcze jej krzyk, ale nie odwróciłem się. Szybkim krokiem dotarłem do lochów i wpadłem do swojego dormitorium. Zatrzasnąłem drzwi. Potrzebowałem dać ujścia tłumionym od dawna emocjom. Nawet nie wiem kiedy moja pięść z wściekłością zderzyła się z kamienną ścianą. Zaciskając zęby, po raz kolejny uderzyłem w mur. Czułem jak skóra pęka pod wpływem uderzenia i szorstkich kamieni. Z ran płynęła krew, jednak nie dbałem o to. Stałem oparty o mur marząc o tym, aby to wszystko okazało się koszmarnym snem.
Ale to było prawdziwe. To wszystko była całkowicie realne.
Ta myśl sprawiła, że adrenalina gwałtownie opuściła moje ciało. Odepchnąłem się od ściany gwałtownie i zachwiałem. Całkowicie bez sił osunąłem się po ścianie, łapiąc za włosy i gwałtownie szarpiąc końcówkami, tym samym burząc moją idealną fryzurę. Kolejne nowe uczucie pojawiło się w moim sercu.
Wyrzuty sumienia.
***

Rano obudziłem się na łóżku kompletnie ubrany. Mięśnie miałem zastane i nie mogłem wstać. Najgorsze jednak było to, że doskonale pamiętałem, dlaczego jestem w takim stanie. Sceny z poprzedniego wieczoru przewijały się w moim umyśle, jak jakiś pierdolony film. Przysłoniłem oczy ramieniem, marząc o tym, aby zasnąć i zapomnieć, jednak mimo wyczerpania sen nie przychodził. Ból w dłoni, którą uderzyłem o ścianę trzymał mnie na jawie.
Wstałem z łóżka i powlokłem się do łazienki. Zimna woda otrzeźwiła mnie. Zacząłem się zastanawiać, jak to wszystko jest możliwe. Wczoraj o tej porze nie marzyłem o niczym innym, tylko aby móc ją zobaczyć. Tak naprawdę nie zastanawiałem się, co bym zrobił gdyby to faktycznie miało miejsce. Okłamała mnie, zabawiła się moim kosztem.
Jakaś część mnie mówiła, że nie zrobiła tego specjalnie. Że to nie było zaplanowane. Jednak ta druga, przeważająca, stukała się w czoło. Wiedziałem, że pozwalam moim najbardziej negatywnym cechom wyjść na zewnątrz. Miałem problemy z opanowaniem gniewu, ale nie dbałem o to. Nie miałem już dla kogo się starać.
Wyszedłem z łazienki i wyciągnąłem mundurek jednocześnie zapalając papierosa.
Jakie to przewrotne, śpi w dormitorium obok mnie. Jest najbliżej mnie od dnia, kiedy mnie zostawiła, a jednocześnie jeszcze nigdy nie była dla mnie tak nieosiągalna.
Przypiąłem odznakę prefekta do piersi. Do dziś nie wiedziałem, dlaczego ją otrzymałem. Byłem równie nieodpowiednią osobą na to stanowiskom, co Lewis na profesorkę. Z drugiej jednak strony to opiekunowie wybierali prefektów. Nic dziwnego, że postawiła na mnie.
Wychodząc z pokoju obiecałem sobie, że nie dam po sobie poznać tego, jak bardzo zraniła mnie Victoria.
Rose. Rose Weasley- poprawiałem się w myślach.
Skoro nawet jej imię nie było prawdziwe, to czy cokolwiek innego było?
Zszedłem na śniadanie wiedząc, że Ona tam będzie. Byłem gotowy na kolejną porcję tortur. Złapałem się na tym, że mimo wszystko chcę ją zobaczyć.
Tak, jestem narkomanem. Uzależniłem się od niej, wiedziałem to jeszcze we Francji. Ona na pewno usiądzie obok Albus'a. Znów poczuję jej zapach… jej słodki zapach…
Dość!
Wszedłem do Wielkiej Sali. Nie myliłem się. Siedziała obok Albus'a. Tayler też tam siedział. Zobaczyłem, że rzuca jej niezbyt przyjazne spojrzenia. Wziąłem głęboki oddech i podszedłem do stołu.
-Cześć Tayler, Al.- powiedziałem, siadając i zupełnie Ją ignorując,
-Hej!
-Cześć!
-Witaj Scorpius.- odezwała się dziewczyna.
Krew we mnie zawrzała. Ona zawsze się tak witała. Co dzień rano mówiła ‘’witaj Scorpius’’
-Och witaj- zdobyłem się na ironiczny uśmiech.
-Wybaczcie, ale o co wam chodzi?- zapytał Albus po chwili milczenia.
A więc Potter o niczym nie wiedział. Najwyraźniej nie była jedynie kłamliwą suką, ale również pierdolonym tchórzem.
Rzuciłem jej wściekłe spojrzenie. Podniosła na mnie odważnie swoje niebieskie oczy. Hmmm może nie aż takim tchórzem. Niewiele osób ma odwagę patrzeć mi w oczy, kiedy jestem wściekły.
-Wiesz,- zwróciłem się do niej- nie dziwię się, ze przydzielili cię do Slitherinu.
Posłała mi skonsternowane spojrzenie.
-Dlaczego?
-Bo tu są ludzie przebiegli, wredni i złośliwi- kolejny wredny uśmiech z mojej strony.
Zobaczyłem jak w jej oczach pojawiają się łzy.
-Proszę cię- wyjąkała- porozmawiajmy.
-A mamy o czym?
-Czy ktoś może mi powiedzieć o co chodzi?!- krzyknął Al.
-Jasne.- spojrzałem w jej stronę. Jej wyraz twarzy zmienił się ze smutnego na przerażony.
-Scorpius... Scorpius, proszę Cię...- najwyraźniej nie chciała, aby Albus dowiedział się o jej małej przygodzie. Nie żeby mnie to obchodziło.
-Pamiętasz jak opowiadałem ci o dziewczynie z wakacji?- Potter skinął głową- Więc masz ją przed sobą!- dramatycznym gestem wskazałem na jego kuzynkę.
Zapanowała cisza.
-Ale przecież...- Albus patrzył to na mnie to na nią, otwierając i zamykając usta- Ty- wskazał na rudą- i on… to niemożliwe! Byłaś sama? To niebezpieczne! Wiesz, ze nie możesz!
-Nie waż mówić mi co mam robić. Nie jesteś...
-Pozwolono Ci tu przyjechać między innymi dlatego, że jesteś tu pod moją opieką!
-Nie będziesz za mnie decydował. To moje życie!
Tayler i ja patrzyliśmy zaszokowani na ten wybuch.
Postanowiłem się zmyć z tego wariatkowa. Nie zrozumiałem nic z paplaniny Albus'a poza tym, że Ona ma kolejna tajemnicę.
***
Udałem się pod salę do OPCM, która była pierwszą lekcją. Po chwili doszedł do mnie Tayler.
-Wszystko ok?- zapytał mnie.
-Nie- odburknąłem.
-Wiesz, że jeśli będziesz potrzebował pogadać to...- zaczął brunet, ale nie pozwoliłem mu skończyć. Nie chciałem tej gadki pod tytułem „biedny skrzywdzony Malfoy potrzebuje współczucia”
-Tak, wiem- uciąłem.
Tayler westchnął.
Po chwili pod salą pojawiła się reszta klasy, a profesorka otworzyła nam drzwi, mrucząc pod nosem żebyśmy włazili.
Oczywiście panna mam-w-ciul-sekretów miała lekcję razem ze mną. Cudownego poranka ciąg dalszy.
Usiadłem na moim stałym miejscu w ostatniej ławce. W tej klasie ławki były pojedyncze, jednak złączone po cztery. Tayler i Albus jak zawsze usiedli obok mnie.
-To miejsce jest wolne?- podniosłem głowę. Rose wskazywała na miejsce obok Albusa.
-Tak.
-Nie- powiedzieliśmy jednocześnie. Albus posłał mi krzywe spojrzenie, odsuwając dla niej krzesło. Prychnąłem i przeniosłem wzrok na Lewis, która przysiadła na biurku, zwrócona do nas twarzą.
-Mam nadzieję, ze odpoczęliście przez te wakacje, bo będziemy ostro pracować w tym roku. Nie będę przypominać o owutemach, bo wszyscy doskonale wiecie, że będziecie je zdawać. Wypracowania macie przynosić w terminie, bo ja też mam życie prywatne i nie będę siedzieć cały rok, poprawiając wasze wypociny. Pytania? Nie?-rozejrzała się po klasie- Dobrze. Nie będę przedstawiać programu, bo i tak nie będziecie słuchać, wiec po co mam sobie gardło zdzierać.- znów spojrzała na uczniów, którzy przytaknęli energicznie- Dziś zaczniemy zupełnie nową lekcje. Będzie trudna i jeśli ktoś stwierdzi, że sobie nie poradzi, to od razu może wyjść. A konkretnie dziś będziemy omawiać patronusy. Kto mi powie, czym jest patronus?
Ku mojemu zdziwieniu ręka tej suki natychmiast podniosła się do góry.
-No, no- profesorka popatrzyła na nią- Nowa Ślizgonka. Nie miałam okazji wcześniej, witamy w Slitherinie, Rose. Znasz istotę patronusa?
-Tak- zadrżałem na dźwięk jej głosu- Patronus to strażnik, który ma chronić nas przed dementorami. Osoba wyczarowująca patronusa musi skupić się na szczęśliwej chwili w swoim życiu, aby wywołać coś co jest przeciwieństwem ‘’pożywienia’’ dementora.
-Dobrze Rose. Pięć punktów dla Slitherinu. Przećwiczymy teraz zaklęcie. Może komuś z Was uda się wyczarować swojego obrońcę.
Lekcja trwała nadal. Niewielu osobom jednak udało się wyczarować swoją zjawę. Albus'owi jako synowi Harry'ego Potter'a udało się to za pierwszym razem. Wiedziałem, że pan Potter już uczył go tego zaklęcia.
Mnie też udało się wyczarować coś na kształt srebrnej mgiełki za kolejnym podejściem. Jednak największym zaskoczeniem była Ona. Tak jak Al wyczarowała patronusa za pierwszym podejściem, który miał postać giętkiej pantery. Wielki kot pognał przez klasę, a Ona zaśmiała się.
Wkurwiony tym jak bardzo brakowało mi tego dźwięku odwróciłem się do niej plecami.
-Rose, krew ci leci z nosa- powiedziała Emma.
Gwałtownie odwróciłem głowę. Poczułem ból, przebiegający mi przez kark, jednak nie dbałem o to. Spojrzałem na nią. Wyglądała źle. Twarz miała bladą, w oczach pojawił się strach, kiedy podniosła drżącą rękę, ścierając ciemnoczerwoną strużkę z twarzy.
Zobaczyłem jak Albus patrzy na nią z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Podbiegł do niej. Również profesorka udała się w ich kierunku. Powiedziała coś do nich szeptem. Chciałem podsłuchać, ale zupełnie jakby znała moje zamiary, podniosła wzrok i spojrzała na mnie karcąco. Wtedy zabrzmiał dzwonek.
-Koniec lekcji- zarządziła.
Wyszliśmy z Tayler'em z klasy i stanęliśmy przed drzwiami, ponieważ mój genialny przyjaciel stwierdził, że powinniśmy zaczekać na Albus'a. Wszyscy trzej chodziliśmy na te same lekcje.
Po chwili wyszli. Ona trzymała chusteczkę przy nosie i wspierała się na Albusie.
-Wszystko w porządku?- zapytał Tayler. Byłem mu wdzięczny. Musiałem gryźć się w język, żeby nie zadać tego samego pytania. Nie żeby mnie to obchodziło, czy coś. To po prostu z przyzwyczajenia.
Przynajmniej to sobie wmawiałem.
-Jasne. Nic mi nie jest.
-Za duży wysiłek?- zapytałem ironicznie. Sam nie wiem dlaczego, ale chciałem jej dopiec.
Spojrzała na mnie tymi swoimi czarującymi oczami w kolorze nieba. Były pełne bólu.
-Dlaczego to robisz?- spytała cicho.
Dobre pytanie.
-Mam zły humor- odburknąłem.
-To nie wyżywaj się na niej- powiedział głośno Albus
Już miałem na języku ciętą ripostę gdy usłyszałem za sobą wołanie.
-Scorpius!
Odwróciłem się aby zobaczyć moją kochaną siostrzyczkę zmierzającą ku nam dumnym krokiem.
-Co ty tu robisz? Miałaś przyjechać w przyszłym tygodniu- zapytałem, kiedy już lekko ją uścisnąłem. Wciąż była taka drobna i chuda. Nie wierzyłem, że jest już zdrowa. Zawsze, kiedy widziałem ją w Mungu dopadały mnie wyrzuty sumienia. Ja świetnie się bawiłem na wakacjach, podczas gdy ona przechodziła piekło.
-Uzdrowiciel wypuścił mnie wcześniej. Albus, Tayler, jak ja za wami tęskniłam.
Teraz z kolei ściskała moich przyjaciół. Zauważyłem, że najcieplej przywitała się z Albus'em.
-Witaj najpiękniejsza!- Tayler wyszczerzył do niej zęby- Co tak późno?
-No właśnie, co się stało?- dopytywał Potter- Malfoy powiedział nam, że byłaś chora. Mam nadzieję, że to nic poważnego?
 -Wszystko w porządku.- odparła wymijająco. Jej spojrzenie padło na Rose.- Hej, kim jest Wasza nowa koleżanka?- ostatnie słowo wypowiedziała z kpiną, jakby nie wierząc, że któryś z nas może się przyjaźnić z dziewczyną. Hmmm pewnie miała rację. 
Prychnąłem.
-To Rose Weasley, moja kuzynka. Przeniosła się tutaj z Francji- przedstawił ją Albus
-Miło poznać.
-Wzajemnie.- odpowiedział Julia- Jesteś w Slitherinie?
-Tak.- uśmiechnęła się ciepło, a ja zacząłem sobie powtarzać, że to mnie w ogóle nie rusza.-No to mam z kim pogadać wieczorem, bo z tymi matołami, to nie ma szans. - wskazała na nas.
-Przepraszam, ale kim ty właściwie jesteś?- spytała.
 -O sorry- klepnęła się w czoło- Julia Malfoy, siostra Scorpiusa.
-No tak,- zwróciła się do mnie- mówiłeś, że masz siostrę Julię!
-A ty nie mówiłaś, że masz barta Hugona – rzuciłem, kierując się w stronę klasy do transmutacji, nie oglądając się za siebie. Na plecach czułem karcące spojrzenia moich przyjaciół i pełen zdziwienia wzrok siostry.



Kolejny rozdział za nami. Mam nadzieję, że Wam się podobało.
Za bete dziękuję Izuz :)
Kolejny rozdział w przyszłym tygodniu
Całusy dla Wszystkich czytających i komentujących!
AnnMari

2 komentarze:

  1. Biedny i kochany Scorpius. Ciekawe kiedy jej wybaczy +ta krew z nosa, ciekawe, ciekawe :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super blog ;) Bardzo mi się podoba, widzę, że Scorpius odziedziczył cechy tatusia i dziadka ;p Wciągnęła mnie twoja historia i czekam na ciąg dalszy. Mam nadzieję, że tak samo ekscytująco będzie ;)

    OdpowiedzUsuń

My world

Instagram">

Obserwatorzy